Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
byś zechciał pan się ze mną zobaczyć. Musi sennor uratować życie hrabiego Rodriganda! Niech pan przyjeżdża jak najprędzej ze swoimi instrumentami. Niech pan zasiągnie o mnie informacji u Mindrella, przemytnika. Błagam, niech sennor śpieszy!
Pańska
Roseta.

Przeczytawszy list, Sternau włożył go zpowrotem do kieszeni. Jechał teraz przez gęstą dąbrowę; nie patrzył jednak ani na las, ani na drogę. Myślał o Paryżu i o dniu, w którym poznał autorkę przeczytanego przed chwilą, po raz może setny, listu.
Było to w „Jardin des Plantes“. Siedziała na ławce w parku. Uderzyła go odrazu jej niezwykła uroda. Poczuł, że skronie mu biją, że serce zamiera, poczuł, że ta kobieta będzie jego przeznaczeniem. Ta godzina była decydująca i dla niego, i dla niej. Dziwna się narodziła miłość. Spotykali się tylko w parku. Była damą do towarzystwa hrabianki Rosety de Rodriganda, która bawiła w Paryżu ze swym ślepym ojcem. Opowiedziała Sternauowi, że z pewnych przyczyn, których nie może zdradzić, postanowiła nigdy nie wychodzić zamąż. Był szczęśliwy, że znalazł wzajemność w jej sercu, więc tem bardziej bolał go ten upór, którego nie mógł pojąć. Prosił, błagał, aby postanowienie zmieniła, ale daremnie. Oczy jej zachodziły łzami, lecz nie ustępowała. Po jakimś czasie wyjechała z Paryża. Przed wyjazdem musiał jej przyrzec, że się nigdy nie będzie o nią dowiadywać.

53