Strona:Karol May - Benito Juarez.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem szczęśliwy, że słyszę te słowa, Najjaśniejszy Panie. Oby Bóg dał wam i krajowi więcej takich godzin!
— Wierzę, że od dziś tak będzie.
— Czy wolno zapytać, na jakiej podstawie?
— Tak; mam zamiar wydać ważny dekret. Niech pan czyta.
Maksymiljan podał generałowi projekt dekretu i oddalił się do okna, aby mu nie przeszkadzać.
W miarę czytania, brwi generała ściągały się groźnie, w oczach wschodził błysk gniewu i usta drgały coraz gwałtowniej. Po chwili usłyszał Maksymiljan szelest papieru. Odwróciwszy się, zobaczył generała w najwyższym gniewie. Mejia stał w środku pokoju, trzymając w zaciśniętej pięści dekret cesarza.
— Najjaśniejszy Panie, kto jest autorem tej — nędznej ramoty?
Rozgoryczony generał zapomniał o formach dworskich.
Dobrotliwego cesarza dotknęło to boleśnie. Rzekł poważnie:
— Ależ, generale!
— Najjaśniejszy Panie! — odparł Mejia, składając głęboki ukłon.
— Gdzie jest mój projekt?
— Tu, Najjaśniejszy Panie.
Po tych słowach generał wygładził papier, o ile to było możliwe, i podał cesarzowi.
— W jakimże stanie pan go zwraca? Czy moje papiery są odznakami kotyljonowemi?

7