Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty? — zapytał zdziwiony. — Od kogoś ty się dowiedział?
— Od ciebie. Słuchałem przy Jasnej Skale waszej narady.
Uff! Przy Jasnej Skale? Narada wszak odbyła się w sercu obozu!
— Wiem, gdyż byłem tam. Mówiliście tak głośno, że słyszałem każde słowo. Płynąłem z nurtem rzeki i przybiłem do brzegu tuż u waszych namiotów. Podsłuchawszy, zawróciłem i wydostałem się z obozu. Ponieważ Nijorowie są moimi przyjaciółmi, tyś zaś chciał nas pojmać, przeto czem prędzej zawiadomiłem ich i poleciłem, aby oczekiwali was tutaj, na Łysinie Canonu.
— A więc tobie winniśmy klęskę?
— Tak.
Długie i osobliwe spojrzenie wodza spoczęło teraz na mnie, ale nie dostrzegłem w niem nienawiści, ani mściwości, ani podobnych uczuć.
— Czy widziałeś wszystkich tych, co brali w naradzie?
— Tak. Był tam również biały mąż, który się nazywa Melton.
— Ten mąż powiedział nam, żeś naszym wrogiem!
— Oszukał was. Old Shatterhand jest przyjacielem wszystkich czerwonych.
— Czy wiesz, gdzie przebywa Melton?
— Pojechał naprzeciw białej squaw, z którą mieszkał w jej pueblu.

62