Strona:Karol Mátyás - Z poza rogatek krakowskich.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Z PO ZA ROGATEK KRAKOWSKICH.
WIĄZKA BAŚNI GMINNYCH.
III.
O TRZECH BRACIACH BLIŹNIAKACH — I O JEDNEJ STRASZNEJ CZAROWNICY.

Był młynarz, miał żonę, ta żona nie miała dzieci i okropnie sie martwili, że majątek mają, a nie mają dzieci: kto to zabierze po ich śmierci, że obcym szkodaby tego było dać. Ano więc raz siedzieli w domu zafrasowani, wtem puka ktoś do drzwi, pytają sie »kto tam?« i usłyszeli głos babki »praszalnéj«, puścili ją do stancyi, ale nie chcieli z nią wiele gadać, bo byli bardzo strapieni. Babka sie ich pyta, czego są zafrasowani, czy im sie co stało, czy sie im źle powodzi, że są tacy zachmurzeni, że nic nie mówią. Gospodyni sie na to odzywa:
— Cóż wam powiem, kiedy mi nic na to nie poradzicie? nic mi nie pomożecie.
A babka sie odzywa:
— Któż wié, czy wam nie pomogę? może pomogę... tylko powiédzcie, co wam brakuje!
A gospodyni mówi tak:
— Już jestem nie młoda, przykrzy sie mi, dzieci nie mam, Pan Bóg mi dzieci nie dał, majątek mam: kto téż to po mojéj śmierci zabierze?
A babka sie na to odzywa:
— (Já) téż ta na to strapienie poradzę.
— E! cobyście mi poradzili? babko! wy mi na to nie możecie poradzić, chyba sam Pan Bóg.
A babka sie na to odzywa:
— Tylko mnie posłuchajcie, gospodyni, a wszystko bedzie dobrze. Złapcie rybę, ugotujcie, gospodyni niech zjé 3 kawałki, kobyle dajcie 3 kawałki, suce 3 kawałki, a 3 kawałki pod próg zakopcie! Bedziecie mieli dzieci, a jak to wszystko porośnie, to zajrzyjcie pod próg!
Ano dali téj »babce praszalnéj« jałmużnę i babka sobie poszła. A gospodyni zrobiła jak jéj babka radziła. Potem miała gospodyni z tych 3 kawałków ryby trzech synów, kobyła miała trzy źróbki, a suka miała trzech piesków. Jak to wszystko urosło, tak sie gospodyni okropnie cieszyła, że bedzie miała komu majątek zostawić. Dosyć na tem, że to wszystko sie chowało dobrze, i te źróbki sie chowały i te trzy pieski tej suki.


Dr. KAROL MÁTYÁS.

Jak ci synowie dorośli, tak nie chcieli siedzieć w domu, i napiérali sie rodzicom, że pójdą w świat szczęścia szukać, zobaczyć trochę świata, że jakby tak siedzieli w domu, toby skwaśnieli. Ano tak musieli ich rodzice puścić. Ojciec dał im wszystkim po koniu, po piesku i po butelce wina. Zajrzeli pod próg, a tam były trzy miecze. Bardzo sie ucieszyli, że bedą mieli dobrą broń, jak pojadą w drogę.
Ano więc dosyć na tem, jak im to ojciec dał, pożegnali sie z rodzicami i pojechali.
Jechali razem, aż nadjechali na krzyżową drogę. Na téj krzyżowéj drodze uradzili sie, który w którą stronę pojedzie. Ano więc jeden mówi: »ja pojadę na lewo«, drugi: »ja pojadę na prawo«, a trzeci: »ja pojadę prosto«. I mówi jeden do drugiego:
— Jak twoje wino zczerwienieje, to znaczy, że ja umarł, a jak moje, to znaczy, żeś ty umarł.
I tak sie wszyscy jednako umówili. Ten, co pojechał na lewo, jedzie, jedzie taki duży kawał, już go noc zachodziła, a tu nie było gdzie nocować. Patrzy sie: a tu jest chałupka, w któréj sie świéci. Zagląda przez okno, a tam sie krząta po izbie stara paskudna baba, z okropnym garbem i z ogromnym kołtonem na głowie »jak miarka«. Troche go to otrząsło, ale se myśli:
— Dobre i to, żeby mie ta kobiéta przenocowała, gdzież bede gdzieindziej noclegu szukał!
Ano więc dosyć na tem, uwiązał sobie konia u balasek, co były koło téj chałupki, wszedł do izby i pochwalił Pana Boga, a ta baba zamiast odpowiedzieć, schowała sie do kąta; nic mu nie odpowiedziała. Pochwalił drugi raz Pana Boga, a baba wybiegła z kąta i schowała sie za piec. Jego to jeszcze bardziéj zadziwiło, czego ona sie chowa i pyta sie jéj:
— Czego wy sie, kobiéto, chowacie? przecie ja wam nic złego nie zrobie. Dlaczego mi nie chcecie odpowiedzieć, kiedy ja Boskie słowo rzekłem?
A baba mu na to powiada, że sie go boi, bo on szable ma, żeby szable odpasał, to mu dopiero odpowié. On téż odpasał szable i postawił ją w kącie, a baba wyskoczyła prędko z za pieca: łap! te szable i ucieła mu głowę. I wrzuciła go do takiéj stancyi, gdzie już miała pełno trupów. Potem poszła, odwiązała konia i zaprowadziła go do swojéj stajenki i pieska téż wzieła.
A ten trzeci (brat), co pojechał prosto, zobaczył na swoje wino i spostrzegł, że jego wino czerwone; okropnie sie zaklął i nie wiedział, w którą stronę ma pojechać, bo nie wiedział, który z braci umarł. Ale mu przyszło na myśl, żeby jechał na lewo. Ano więc zaraz zawrócił i jechał na lewo. Tyż to samo noc go