Strona:Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

16

Teraz myślimy, jak będzie pójść z niemi do domu. To też uradziliśmy tak, że nie pójdziemy z lassa, aż dobrze słońce zajdzie. Jak już słońce zaszło, naładowaliśmy strzelby dobrze po ośm lotek. Mój kum wziął kozę a ja rogacza, na plecy i zabieramy się w imię Boskie w drogę. Wyszliśmy z lassa na pole, deszcz już zupełnie ustał. Wiatr żytem robił, jacy (tylko) szumiało. Chmury po niebie się przesuwały, tylko wkiej niewkiej miesiąc z za chmur wychodził, a my prosili Boga, żebyśmy szczęśliwie do dom przyszli. Idziemy po zagonach, po rowach, po miedzach, nie raz, ale sto razy trza się było przewrócić bo człowiek był zgłodowany (zgłodzony). Ale jednak mieliśmy nadzieję, że popóźni (później) siły pokrzepimy, byleśmy tylko do dom szczęśliwie zaszli.
Ale jednak myśl z mową nigdy się nie zda, bo człowiek rządzi, a Bóg osądzi, to też i nam sprzykrzyło się iść przez pola, bo trza było się po zagonach przewracać i po żytach rosić, i wyszliśmy na publiczną drogę, aby nam było wygodniej iść. Ja szedł przodziu (naprzód) a mój kum za mną. Przychodzimy już niedaleko wsi, ja patrzę, a pies leci drogą do nas. Patrzę lepiej — idzie i chłop za psem. Miesiąc w tej chwili z pod chmury wyszedł, patrzymy lepiej i poznajemy, że leśny idzie, bo się mu znak[1] na piersiach świeci. Mój kum w żyto, ja za nim, a pies i leśny też za nami. Mój kum jakoś był mocniejszy i lepiej uciekał, mnie zaś sar kłół rogami w plecy, przewróciłem się, ledwo com dostarczył (zdołał) głowę z nóg sara wyciągnąć. Mój kum to samo rzucił kozę i ociekliśmy w żyto a leśny, nie wiemy, gdzie się nam podział. Stanęliśmy oba zmordowani i myślimy, co teraz zrobić, bo nie wiemy, gdzie leśny poszedł. Mój kum mówi tak do mnie:
— Idźcie wy kumie i przekonacie się, czy on poszedł do dom i czy nasze sarny leżą. Jakby was spotkał, wyście jeszcze niepodejrzany, to powiecie tak, że koni szukacie.
Ja powiedział tak:
— Kumie! za żadne pieniądze nie pójdę, bo się boję, a jeżeli chcecie, to pójdźmy oba.

— No to na wolą Boską pójdźmy! jak bedzie, to bedzie siubienicy nie bedzie!

  1. Blaszana oznaka straży publicznej.