Strona:Karol Mátyás - Rabsice dawnej puszczy sandomierskiej.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

14

i kum, który także miał żonę i kilkoro drobnych dzieci, przednowek też go tak dolegał, jak i mnie, i tak do mnie mówi:
— Kumie! bieda, bo pustki w brzuchu.
— Ano cóż robić, mój kumie? Kiedy tak Bóg dał, sami se nie weźmiemy, jak Bóg nie da.
— Ale kumie! Bóg nam da, tylko żebyście mnie słuchali, to i jeść będzie co.
— A co? chyba, żebyśmy poszli co ukraść...
— A tylko co! Jak niemożna i niema za co kupić, to trzeba i ukraść.
— Ja się, mój kumie, boję pójść kraść, bo trzeba wkiej za to przed Bogiem odpowiedzieć.
— To przecie nie pójdziemy kraść do kumory, tylko do lassa, a „za las, za pice niema grzechu i siubienice“. A jak się jeść chce, niema gdzie i za co kupić, to i z kumory można ukraść i Pan Bóg grzech odpuści, aby tego, co ukradnie, nie sprzedać, tylko zjeść. A z lassa jak się co ukradnie, to niema żadnego grzechu, bo to, co w leśsie się rodzi, to wszystko Pan Bóg darmo daje: to i my pójdźmy do lassa, zabijemy co się nam uda i będziemy głód spokoić, bo szkoda, żeby nasze dzieci, żony i my głód cierpieli, bo „raz lato rodzi, to się i ukraść godzi“.
Ja myślę tak: — Dobrzeby to było, tylko żeby się szczęście udało: ale jak nas leśny złapie, to będzie bieda z nami.
Kum mi mówi tak.
— Kumie, raz kozie śmierć! tak być zabitym, jak i umrzeć, to jedna śmierć. Jak będziemy widzieć, że z nami bieda, to i my się będziemy bronić.
Ja myślę tak:
— Jest to bieda, dzieci jeść wołają... Jak padnie, tak bedzie! Na wolą Boską! pójdźmy w las. może się nam uda co zabić.
Strzelby zaraz w domu porozbieraliśmy, każda część osobno, jeden kawałek za magierkę,[1] drugi pod magierkę, resztę do zanadrza, a lufę i osad (szaft) za pas pod kemziele (płócienkę).

Wyszliśmy z domu może o piątej godzinie po południu. Deszcz bez ustanku lał cały dzień, jak z cebra, a taki dzień jest

  1. Czapka okrągła z sukna koloru bronzowego z t. z. kukurydzą, to jest z naszytą na boku kiścią z sznurka czerwonego.