Nie trza puscać obcego cłowieka do stajnie, boby sie bydło nie darzuło[1]. (Zb.)
Jak sie wyniesie trunę (trumnę), to trza polać wodąm, zeby krowy mlyka nie straciuły. (Zb.)
Jak wto umarty w domu lezy, to nie trza syć, boby go kłóło; ani orać, ani gnoja zwozić, boby sie nie darzuło w polu. (Zb.)
Nie trza bić bydła tym kijęm, wtórym sie gadę zabije, bo jak sie nim bije, to bydło schnie. (Zb.)
Jak sie gadę zabije, to trza zakryć ją zięmią abo kamięniami, zeby słonko na nię nie swiyciuło, bo jakby swiyciuło, toby sie ćmiuło[1]. (Zb.)
Takich przesądów posiada każde sioło niezliczoną ilość.
Powszechną jest także wiara w czary i czarownice. Niejedna kobieta we wsi jest czarownicą — niejedno złe, np. słabość, nieszczęście, przypisują czarom. Działanie czarownic i czarowników polega głównie na nadprzyrodzonym jakimś a ujemnym wpływie nie tylko na sprawy codzienne, domowe, gospodarskie, lecz i na warunki istnienia w przyrodzie. Wpływ ich niezmierny — bojaźń przed nimi wielka; słabnie już jednak dzięki Kościołowi i nauce.
Dawniej byli czarnoksiężnicy, stokroć jeszcze potężniejsi. Powiadają o nich:
„Taki cárnoksięźnik to zięmię przeźráł i widziáł wsystkie skarby. Ale pono matcynego mlyka nie kostuwáł, jacy na psim mlyku buł wychowany. Wsystko, co kciáł, to zrobiuł“. (Zb.)
Dzisiejsi czarownicy i czarownice, choć djabła mają zawsze na swoje usługi, nie mają już takiej potęgi, ale dużo jeszcze potrafią:
Jechał furman z ciężarem pod górę. Góra była bardzo bystra i każdy jadący musiał brać przyprzążkę od chłopa, który miał chałupę u tej góry, wynagradzając go za to. Furman się uparł, że sam wyjedzie, ale konie mimo największego wysiłku nie mogły ruszyć z miejsca. Nie pomogło wcale okładanie batem. A chłop, który sobie właśnie dach poszywał, śmiał się: