Strona:Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

42

Dziękuję ci, tobie ojce!
ześ mi świciuł jako słonce[1].

Dziękuje następnie siostrze i bratu. Wreszcie:

Dziękujciez mi stoły! ławy!
i ty piecku pobielany!
Któz cie bilił bedzie,
jak mie tu nie bedzie?
Podziękuj mi, moja rutko,
bo mie tu juz nied(ł)ugutko!
Któz cie sadziuł bedzie,
jak mie tu nie bedzie?[2] (Z.) (S.)

Matko moja! matko! przezegnáj mie na krzyz!
bo juz ostatni ráz na mój wiánek patrzys.
Przezegnáj mie matko do trzeciego razu,
bo mie juz nie uźrys we wiánecku razu!
Przezegnáj mie matko na ostatnią drógę!
bo já we wiánecku chodzić juz nimogę. (S.)

Ale choć jej żal matki, ojca, domowych progów, w sercu zwycięża miłość:

Na wysokiéj górze,
na zielonem snurze,
dwoje drzewa stanęło.
Jedno jaworowe,
drugie kalinowe,
a oboje zielone.
Siadáj Maryś na wóz!
warkocki se załóz!
bom po ciebie przyjecháł.
Cy ci nie po woli?
cy cie głowa boli?
cy ci ojca, matki zál?
—   Nie zál ci mi taty,
ani pani mamy,
ani zádnéj rodziny;
tobiem ślubowała,
tobiem rącke dała,
mój Jasieniu jedyny! (S)

Zapomniałam matki, zapomniałam ojca,
o tobie chodáku ni mogę do końca! (Z.)

  1. Waryant tej strofki uwzględnia pewnie przeciwieństwo:
    „Dziękuje ci, tobie ojce,
    ześ wyscyrzáł na mnie kielce. (Sosnowice pod Kalwaryą Z.)
  2. Powszechna.