Strona:Karol Mátyás - Nasze sioło.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

40

Mój warkocyku plecisty!
wyrosłeś ty mi rzęsisty,
wyrosłeś ty mi, gdyby gáj,
na mojéj matki cięzki zál.

Jadąc do ślubu:

Cieście sie druzecki! i wy tyz druzbowie!
bo sie wám ta świci wiánecek na głowie.   (Z)

Od ślubu:

A ciesy sie, ciesy moja rodzinecka,
ze já se odesła w kościele wiánecka.
Bom go nie odesła nika na ulicy,
inom go odesła w kościele przy świcy.
Widziáł ksiądz, widziáł ksiądz, widziáł organista,
ze já we wiánecku do kościoła przysła.   (S.)

Po ślubie:

Sanujze mie! sanuj
za wiánecek za mój!
za mój za rumiany (v. ruciany),
Jasiu mój kochany!   (Z.)

Płujwáł ci já, płujwáł, jak rybka po wodzie,
oj! skorom sie ozeniuł, juz mi tak nie bedzie.   (Z.)

Dwa serca związane, kluc rzucony w morze;
nic nás nie rozłący, tylko Ty, mój Boże.   (Z.)

Małżeństwo zapala nowe ognisko domowe, daje początek nowej rodzinie. W prosty, lecz piękny sposób wyraża tę myśl weselna pieśń gminna:

A na ty łącce, na ty zielony,
lezy tam Jasieniek bardzok zraniony.
Przysła do niego matusia jego
i pytá sie go: „Co ci takiego?“
„Matusiu moja idź prec odemnie,
bo moje serce umirá we mnie!“
Przysła do niego babónia jego
i pytá sie go: „Co ci takiego?“
Babóniu moja idź prec odemnie,
bo moje serce umirá we mnie!“
Przysed do niego bracisek jego
i pytá sie go: „Co ci takiego?“
„Bracisku mój idź piec odemnie,
bo moje serce umirá we mnie!“