— Ja sama nie widziałam duchów, ale wierzę, że one istnieją — odpowiedziała panna, wiedząc, iż z tą wiarą będzie jej do twarzy.
— Ja także — rzekł akademik, promieniejąc ze znalezienia tej nowej wspólności z sympatyczną panienką.
Sąsiadujący z nią okazały rejent, odziany w białą jedwabną marynarkę — zazdrość mych oczu — uśmiechnął się pobłażliwie.
— Widzi pan rejent — wtrąciłem się do rozmowy. — Posądza się młodzież o przedwczesną dojrzałość, a oni wierzą jeszcze w turonie.
— Gdyby pan czytał Grabińskiego — odparł oburzony akademik — stałby się pan mistykiem.
— Właśnie go czytam — tu zademonstrowałem całemu towarzystwu kartę tytułową i stukając ostro palcem w książkę, wykładałem:
— Pan patrzy tylko napozór, na maskę, a nie rozumie pan właściwej intencji autora. Że tam jest mowa o duchach, telepatjach, upiornych pociągach i tym podobnych zabaweczkach — ostatnie słowo podkreśliłem znacząco pod adresem młodej pary — to wszystko nic nie znaczy. Trzeba wiedzieć — tu podniosłem książkę do góry, jakby jej chwilowe posiadanie nadawało mym słowom szczególną kompetencję, — że „Demon Ruchu“ jest... jest... no czem, zgadnijcie państwo? — W przypuszczeniu wielkiego zaciekawienia słuchaczy zrobiłem retoryczną pauzę. — Jest znakomitą satyrą na nieporządki kolejowe w Polsce! Gdzież, jak nie u nas, może się zdarzyć, że po torach wałęsają się jakieś niezanotowane błędne pociągi, że maszyniści zatrzymują pociągi w miejscu nieprzepisanem według swego widzimisię, że pociągi ni stąd ni zowąd gdzieś znikają, że człowiek jest poprostu narażony każdej chwili na katastrofę — gdzież jak nie u nas?
Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/85
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.