Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cały rozdział IX., traktujący o kontrabandzie psychicznej, ma mojem zdaniem ogromną doniosłość praktyczną. Zdawałoby się, że mówię rzeczy znane powszechnie. Rzeczywiście chodzi mi o fakta najpospolitsze, najcodzienniejsze, powtarzające się od wieków, — lecz podczas, gdy bada się ruchy najdalszych gwiazd, wykrywa się cudowne włókienka i gruczołki w organizmie ludzkim, kompleks trzeci, kompleks α, β, γ... o ile dotyczy spraw międzyludzkich, praktycznych, pozostawiony jest na pastwę najdowolniejszej fuszerki. Ujmijmy odrazu wołu za rogi. Istnieje np. we Lwowie pisemko „Monitor“, oparte na doskonałej zasadzie: nie bawi się bowiem w ogólnikową politykę, ale sprawy indywidualizuje, wdziera się w stosunki prywatne, to znaczy w te atomy, z których się buduje życie publiczne. Dobrze; olbrzymie zadanie. Lecz jakież oryentacye ma ten wentylator cnót obywatelskich? Te same, co ci, których piętnuje, a więc używa obficie nazw takich jak: „złodziej, oszust, łotr, sprzedawczyk, głupiec...“ i posługuje się odpowiednią do tych kategoryi metodą śledczą. W połowie wypadków może to nawet wystarczać i być w pewnym stopniu pożyteczne, ale zwykle tego rodzaju ryczałtowe załatwianie się z ludźmi nie dorównuje skomplikowaniu faktów i dlatego bywa płytkiem, mylnem, stwarza nowe koło błędów, a co najważniejsza nie przekonywa tych, na których uderza. Nikt nie pozwoli się napiętnować łotrem skoro czuje, że nim nie jest, bo wogóle bardzo rzadko przeciętne sumienie człowieka zdolne jest świadomie udźwignąć poczucie popełnionego łotrostwa, zwykle wysnuwa ono ze siebie chronicznie jakiś płaszczyk ochronny, podobnie jak ślimak stale otacza swoje miękkie ciało piękną skorupą. Musiałoby się i tę skorupę rozbić i wykazawszy komuś na materyale objektywnym,