Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wkroczyć w otwartą bramę do wolności, którą już raz był wprawdzie przestąpił, ale tylko mimowoli. Nowe postanowienia zbyt wcześnie przystępywały do niego, zadając wcielenia ich w życie, gdy na to jeszcze nie miał dostatecznej siły moralnej — czy też niemoralnej. Był dopiero w stadyum utrwalania w sobie nowych ram teoretycznych a burzenia dawnych, był jeszcze pełen różnych wątpliwości i krótkich recydyw żalu, a po rozkoszach z Olą był na razie zaspokojony, wdzięczny i nie chciał tej Oli zdradzać. (A więc brnął w dawnem: szło mu o czystość, nieskazitelność, niepałubiczność sytuacyi). Nadto jak już zaznaczyłem, urządzając swą fazę, miał on — nie na myśli ale — na uczuciu inny romans, nie z Rosyanką, do którego zrobienie fazy miało być mostem.
Jednakże, gdy drugi i trzeci raz przeczytał list Berestajki, tknęła go niemile sztuczna powaga, z jaką jej wyzwanie było wystylizowane. Najwidoczniej chciała mu zaimponować oryginalnością, a może nastraszyć go, — a on nie mógł odgadnąć do jakiej granicy prawdy posunie się ta jej komedya. Nie wiedział, czy warto narażać się na niebezpieczeństwo spotkania się z takiem indywiduum, które nie ma nic do stracenia. (Teraz, gdy mu szło o własną skórę, dobywał najlepszych sądów). Taka waryatka mogła go naprawdę zabić — a już choćby to igranie z nim, grożenie mu, było dlań bardzo kłopotliwem. Wprawdzie miał mnóstwo sposobów uchylenia się od tego niby-pojedynku z narwaną aktorzycą: i jako mężczyzna nie potrzebował stawać na jej wyzwanie, i sama forma wyzwania bez sekundantów, bez przygotowań, urągała przyjętym zwyczajom, wreszcie sumienie nie wyrzucało mu żadnej tak strasznej zbrodni, żeby ją aż krwią zmyć należało. Powiedział jej wprawdzie