Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dodał uśmiech łagodny, wprawdzie Ola to zauważyła i mogła stąd wysnuć wniosek, że on się z nią „gniewać“ nie chce, jednakże wolała nie przyjmować tego do wiadomości, bo ten szczególik nie dopasowywał się do tej komedyi psychicznej, którą już teraz zamierzyła odbyć ze sobą. (Wymijanie tego, coby mogło popsuć symetryczność uplanowanego zdarzenia, — punkt fałszywy).
Po odejściu Strumieńskiego miała Ola krótką, grzeczną wizytę pierwiastka pałubicznego. Zawsze w mężu lubiła pewien patos, o ile był do niej skierowany, teraz, leżąc w łóżku rozgorączkowana, myślała nad tą sprawą głębiej. To, że on kochał i ukrywał Angelikę tak długi czas, wywołało jej podziw, poruszyło w niej strunę romantyzmu, nastrojoną jeszcze od ostatniego drgania na ton „Maryi Dunin“. Ale niedługo mogła myśleć bez rozdrażnienia, chociaż forsowanie wykrzyknika: waryat! już się jej nie udawało. Czuła znowu pewien strach przed nim jak przed czarownikiem, ale — przecież go znała, nieraz był tak śmiesznym. Chciała wmawiać w siebie, że on zapewne dopiero od niedawna robi takie komedye, ale przypomniała sobie różne jego alluzye, wycieczki, ten krajobraz nadmorski... Miała żal do siebie samej, że się dawniej o tem nie dowiedziała, że nie mogła w nim obudzić takiego zaufania, ale żal ten do siebie samej zaraz przepłynął w żal do niego, że on ją wówczas oszukał, nie zwierzył się ze wszystkiem — on tylko wyzywał ją, dokuczał jej Angeliką, ale nie był szczerym.
Trapiła ją jednak jeszcze głębsza, bo naruszająca byt egoizmu i ambicyę zazdrość intellektualna, tej np. treści, że ona sama, choćby się w kim na seryo kochała, nie jest zdolna do takiej miłosnej zapamiętałości, jaka według jej obaw była u Angeliki a zapewne i u Stru-