Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmierci ożenił. Co za naiwność w tem jej wyrafinowaniu i — jakby to szło tylko o żenienie się. A przytem — czy mu się tylko zdawało? — ta jej zazdrość, że on żyje a ona umierać musi, zazdrość, pokrywana szlachetną rezygnacyą. Albo jak jej obiecywał, że nigdy w życiu nie dotknie już żadnej kobiety, — ale nie przysięgał, nie zapędzał się za daleko, trzymał się pewnej miary w obietnicach (punkt fałszywy). Takie samo prześliźnięcie się koło rzetelnego niebezpieczeństwa w miłości uratowało go od strzelenia sobie w łeb (zapomniał już, że szło o utopienie się) po śmierci Angeliki (por. str. 87.). W związku z tem medytował nad rozbiciem się projektu wspólnej śmierci przez miłość — i robił w myślach zarzut Angelice, że może tylko wskutek jej sceptycznego zachowania się projekt ten pozostał tylko zabawką, bo on nie chciał przed nią zblamować się braniem go zbyt na seryo! (punkt wstydliwy). I tak powoli, brnąc dalej w przykrych odkryciach, przekonywał się pesymistycznie, że właściwem tłem wszystkich uczuć i porywów jego była dziwna obojętność i egoizm, otaczający go niewidzialną, braterską opieką.
Wreszcie rozważając zajścia przed samobójstwem Angeliki, napotykał dużo momentów zagadkowych lub takich, o których myślał jakby tylko ukradkiem przed innemi myślami. Szło tu o jedną większą tajemnicę, która była właściwie najgłówniejszym motorem jego eksperymentów i nadawała jego podziemnemu życiu tak niezwykłą siłę, tak maniacką wytrwałość, — ale ona sama była w tem życiu Minotaurem i psuła zupełnie jego symetryę. Mam na myśli przypuszczalną przyczynę samobójstwa Angeliki, która wypłynie na jaw dopiero w ustępie XVII. Teraz Strumieński jeszcze ją zacierał, chociaż — co już tu podnieść trzeba — on sam dobrze nie wie-