Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strawy byłaby pożądaną, odpowiedział, że to wszystko jedno, z kim zadowala niższe kategorye swych uczuć, że rozmaitość w obrębie pewnych rzeczy jest tak małą, iż nie warto dla niej nadwerężać ustalonego spokoju, (por. str. 91.)
Zdarzyło się raz, że podczas jakiegoś bankietu Mossorowa trochę więcej wina wypiła i stała się w zachowaniu się swojem wobec Strumieńskiego więcej niż zwykle wyzywającą. Chciała mu pokazać miejsce pod sercem, w które, jak ją pouczono, trafia się kulą, by popełnić samobójstwo, ale Strumieński powiedziawszy, że nie zna się na artyleryi (bezsensowny koncept), odepchnął ją chłodno, a potem opowiedział cały fakt żonie. Wywołał przez to następujący kłębek sprzeczności: „Takich rzeczy żonie się nie mówi; cóżto, czy nie potrafisz sam siebie upilnować, i jak możesz rzucać taką potwarz na moją kuzynkę, ona z tobą żartowała tylko, ja to bardzo dobrze uważam“. Kto umie czytać między liniami zdarzeń, ten przyzna, że to solidaryzowanie się Oli z Mossorową wygląda tak, jakby jej szło o poniżenie Strumieńskiego, o ściągnięcie go z pewnego piedestału. Tak energia zazdrości przepłynęła u Oli w coś całkiem przeciwnego.
Przy odjeździe spytała Mossorowa Strumieńskiego: Czy mam jeszcze przyjechać? na co on najprzód odrzekł z kurtoazyą: ależ i owszem, prosimy! ale potem ten jeden raz z pewną szczerością, pokrytą szyderstwem, dodał: Jak mi się stęskni za panią, to proszę przyjechać. W gruncie rzeczy bowiem miał wyrzuty sumienia egoizmu (i egoizm ma swoje sumienie), że tak lekkomyślnie, dla chimery, nie korzystał ze względów ponętnej pani. Po jej wyjeździe marzyło mu się trochę o niej. Pobyt jej bądź co bądź spulchnił w nim grunt, na którym wyrosła potem roślina niewierności. Powoli przyzwyczajał