Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w nich podniecenie wojenne; skoczyli ku sobie z impetem, lecz pień drzewa drogę im zagrodził. Więc z nasadzonymi do żgania bagnetami zaczęli uganiać za sobą naokoło drzewa, każdy gotów strzelić w plecy przeciwnika i przybić potem do ziemi konającego. Gdy tak manewrowali, starając się jak najmniej swe ciała narażać, a czychając na odsłonięcie się przeciwnika, powoli ostygała ich zaciętość i przemieniała się w ostrożność. Niebawem każdy z nich miał już tylko wrażenie własnej ucieczki i z ścigającego stał się ściganym. Nie biegli już z obawy, że chytry przeciwnik raptem zwróci się w tył i pierwszy wystrzeli, skradali się już tylko i wnet jakoś obaj stanęli. Jeden i drugi oparty plecyma o drzewo, w miejscach, które się im zdawały więcej wklęsłemi, trzymał karabin tak, aby każdej chwili lufę skierować w prawo lub w lewo — i oddychał głęboko.
Tak stali dość długo — ich sprężystość zaczepno-odporna słabła, ręce z karabinem opadały. Tymczasem wskutek przebytych