Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powiedziawszy to, ruszył dalej, ja zaś złożyłem ofiarę na grobie mego słynnego, czczonego przez ludzi przyjaciela, ale modły, jakie złożyłem, niepodobne były do tych, jakie zazwyczaj zanoszono do niego. Prosiłem go, by mnie skierował wprost ku najbliższej bandzie rozbójniczej, by mi użyczył pomocy w przyłączeniu się do niej i sprawił, iżbym stanął na jej czele. O tym ostatnim sukcesie nie wątpiłem ani na chwilę.
Pokazało się atoli, że Vajasrawa mylił się twierdząc, jakobym się urodził pod zbójnicką konstelacją, bowiem w całej drodze do Ujjeni nie natrafiliśmy na ślad rozbójników, a przecież w niespełna tydzień potem splondrowano na pograniczu Avanti, w lesie przez któryśmy szli, znaczną karawanę kupiecką.
Rozważałem przedziwny zbieg okoliczności, mocą którego pozostałem w warunkach normalnego życia obywatelskiego wówczas, kiedy całem sercem pożądałem rozpocząć żywot rozbójniczy. Coprawda, możliwem jest, iż jedna z ścieżek Kali może wieść też na drogi pielgrzymstwa, podobnie jak z pośród stu jeden żył ciała ludzkiego, w których krążą pięciobarwne soki, jedna jedyna wiedzie ku głowie i tamtędy ucieka dusza, opuszczając ciało. Tedy nawet zostawszy rozbójnikiem, zmienić się mogłem w pielgrzyma, zmierzającego do wielkiego celu zbawienia. Kto cel ten osiągnie, tego czyny dobre, czy złe stają się niczem, strawione bowiem zostają na popiół żarem wiedzy.
Owoce onego życia nie różniłyby się zresztą, o czcigodny, tak bardzo pod względem moralnym, choćbym miast kupcem, był rozbójnikiem przez większą część mego życia. Czasu pobytu wśród bandy zauważyłem, że i tam byli ludzie rozmaici, obdarzeni nieraz wielkiemi zaletami, a przeto pominąwszy pewne sprawy ze-