Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o rękę Vasitthi stanowiło największą przeszkodę naszego związku, wobec sprzyjania mu rodziców ukochanej mojej. Posłyszawszy, uspokoiłem się i postanowiłem czekać, tem więcej, że cały pochód nie mógł trwać długo. W dali dostrzec było można lance oddziału jazdy, która sunęła pośród ogłuszającego wrzasku tłumów. Konnica owa była wówczas w mieście nader popularna, albowiem ona to właśnie pokonała bandę Angulimali.
Zaraz za jeźdźcami pojawił się słoń, niosący na grzbiecie nowozaślubioną. Był wspaniały. Szorstkie, rozrosłe czoło olbrzyma podobne było do legendarnej góry Meru, a głowę jego pokrywały drogie kamienie. Podobnie jak kiedy samcowi słonia czasu miłosnych zapałów sączy się i ścieka po policzkach słodki sok, a pszczoły zwabione jego wonią obsiadają jego głowę, tak samo obsiadł czoło i policzki niezrównanego zwierzęcia rój pereł najcudniejszych, dołem zaś zwieszały się frendzle, przetykane czarnemi diamentami, co sprawiało wprost oszołamiające wrażenie. Potężne kły okute były przedniem złotem, złota tarcza, pokrywającap iersi, sadzona była wielkiemi rubinami, zaś od niej w dół falowały zwoje wonnego muślinu z Benares, otaczając mocarne nogi zwierzęcia niby mgłą, jaka osiada na pniach drzew lasu.
Przedewszystkiem jednak przykuwała do siebie oczy trąba weselnego słonia. W Ujjeni widywałem również gustownie zdobione trąby słoni podczas uroczystych obchodów, ale czegoś takiego nie oglądałem do tej pory. U nas trąbę słonia dzieli się zazwyczaj na małe pola, tworzące deseń, tak że cała jest pokryta farbą. Tutaj są girlandy przepięknych lancetowatych liści