Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a zmniejszony upał dnia pozwolił na wyjście, namówiłem Samadattę, by zwiedził wraz ze mną park miejski. Uczynił zadość mej woli, mimo iż pragnął zobaczyć pojedynek przepiórek. Ale daremnie przeszukałem wszystkie kąty. Było tam dużo dziewcząt i zabawiały się w różne sposoby, nęcąc mnie fałszywą nadzieją z miejsca na miejsce, ale nie było pośród nich onej jedynej, istotnej wyobrazicielki bogini Lakszmi.
Potem udałem, że mam niesłychaną chęć poznania życia nad rzeką i wypluskania się w jej nurtach. Zwiedziliśmy wszystkie ghaty i baseny kąpielowe, wsiedliśmy do barki i zmieszali się z flotylą statków, snujących się co wieczór po falach Gangesu. Pływaliśmy długo, aż zagasły promienie słońca i zabłysły pochodnie i lampjony, i wreszcie, straciwszy nadzieję, musiałem dać znak wioślarzowi, by przybił do brzegu.
Po ponownej nocy bezsennej zamknąłem się w pokoju i, chcąc czemś zająć roztęsknionego ducha, zanim przyjdzie pora udania się na poszukiwania dalsze, usiłowałem zapomocą farb i pędzla utrwalić swą cudną zjawę w chwili, kiedy tańcząc igrała z piłkami. Nie byłem stanie przełknąć jedzenia i wzorem onej słodko śpiewającej cakory, żywiącej się jeno promieniami księżyca, karmiłem się lśnieniem księżycowego oblicza ukochanej, mimo że było jeno wspomnieniem, ufny, iż dnia tego ujrzę ją znowu w parku.
I tym jednak razem doznałem rozczarowania. Somadatta chciał mnie zabrać do domu gry, gdyż zajadły był na kości jak Nal, kiedy weń wstąpił demon Kali, ale oświadczyłem, że jestem znużony. Gdy odszedł, miast udać się do domu poszedłem z powrotem ku rzece i szukałem ukochanej, z podobnym niestety co wczoraj, wynikiem.