Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otóż powiem jeno, że nie widziałem dotąd, by ktoś równie zręcznie wykonał ćwiczenie, które zwiemy curnapadą i gitamargą.
Potem dziewczyna wykonała coś, czego dotąd nie widziałem i o czem nie słyszałem wcale. Wzięła dwie złociste piłki i, tańcząc rytmicznie w pobrzęku bransolet, podrzucała je miarowym, błyskawicznym ruchem, tak, że utworzyło się coś w rodzaju lśniących sztabek klatki, w której tkwiła sama mistrzyni, niby czarodziejski ptak.
W pewnym momencie skrzyżowały się spojrzenia nasze i do dziś nie wiem, o czcigodny, czemu nie padłem martwy na ziemię, by zbudzić się natychmiast w raju. Prawdopodobnie czyny mego poprzedniego życia, których skutki w tem życiu ponosić muszę, nie zostały jeszcze jak należy odcierpiane, gdyż całe me życie dotychczasowe to jeno szereg niebezpieczeństw, których nie widzę końca. Słowem, zostałem żywy.
W chwili tej jednak wymknęła się jej jedna z posłusznych dotąd piłek i wielkim skokiem spadła z estrady. Niezwłocznie rzuciło się za nią kilku młodych ludzi, a pewien bogato ubrany młodzian i ja dopadliśmy piłki jednocześnie. Wzięliśmy się za bary, gdyż żaden nie chciał ustąpić drugiemu. Dzięki wprawie w walce wręcz powiodło mi się obalić go zapomocą podstawienia nogi. Padając, zerwał mi z szyi łańcuszek kryształowy z amuletem, ale ja pochwyciłem piłkę. Pieniąc się z gniewu, wstał i cisnął mi łańcuszek pod nogi. Amulet stanowił kamień zwany okiem tygrysa, nie był on drogocenny, ale posiada pono moc ochrony przeciw złemu spojrzeniu, i oto teraz właśnie, gdy na mnie spojrzenie takie padło, nie miałem go na sobie