Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczekuje pan kogo dziś rano? Trzech panów bardzo gentlemańsko ubranych na dole pyta o pana i puka do wszystkich drzwi tak, że członkowie tutejszego kolegium, którzy musieli otwierać, bardzo się na nich rzucali“.
„Mój Boże, jacy niemądrzy“, rzeki pan Pickwick powstając. „Tak, to są zapewne moi przyjaciele, na których wczoraj czekałem“.
„Przyjaciele pana?“ zawołał Smangle, chwytając za rękę Pana Pickwicka. „Dość tego! Od tej chwili są oni i moimi przyjaciółmi... I Mivinsa także... Ten Mivins to djabelnie miły i gentlemański człowiek, co?“ z uczuciem kończył Smangle.
„Doprawdy“, rzekł pan Pickwick z pewnem wahaniem, „tak mało znam tego pana, że...“
„Wiem“, odrzekł Smangle, klepiąc go po ramieniu. „Z czasem pozna go pan lepiej; będzie pan nim zachwycony. Ten człowiek, panie“, mówił dalej pan Smangle z uroczystą miną, „ma talent komiczny, któryby przyniósł zaszczyt nawet teatrowi Drury-Lane“.
„Czy tak?“
„Tak, na Jowisza! Gdybyś go pan słyszał jak naśladuje cztery koty w beczce! To są niebywałe cztery koty; daję słowo honoru. Przytem nadzwyczajnie przystojny. Nie można nielubić człowieka, posiadającego takie cnoty. Jedną ma tylko wadę — słabostkę raczej, o której wspominałem już panu“.
W tem miejscu pan Smangle począł kiwać głową w sposób bardzo poufały i oczekujący potwierdzenia. Pan Pickwick czuł, że powinien coś powiedzieć, spoglądając więc z niecierpliwością na drzwi, zawołał; „A“.
„O, tak!“ podchwycił pan Smangle z głębokiem westchnieniem, „człowiek ten, to najmilszy towarzysz — poprostu niema milszego. Ma tylko tę drobną wadę: gdyby mu się zjawił cień jego dziadka, to pożyczyłby od niego osiemnaście pensów“.
„Czy być może?!“ zawołał pan Pickwick.
„Tak, panie; a gdyby miał możność wywołać ten cień powtórnie, to po upływie dwóch miesięcy i trzech dni poprosiłby powtórnie o taką sumę“.
„Dziwny rys charakteru“, rzekł pan Pickwick; „ale my tu rozmawiamy, a przyjaciele moi szukają mnie i nie wiedzą, co z sobą począć“.
„Zaraz ich panu sprowadzę“, odrzekł pan Smangle, idąc ku drzwiom. Żegnam pana, nie będę panu przeszkadzał, gdy tu przyjdą... A propos...“
Wyrzekłszy ten ostatni wyraz, pan Smangle zatrzymał się nagle, znów zamknął drzwi, już nawpół otwarte, i powracając na palcach, rzekł cicho do ucha panu Pickwickowi.