Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doszedłszy do tej kombinacji, pan Dowler odwrócił się i usnął głęboko.
W chwili, gdy zegar wybijał trzecią godzinę, lektyka, z panią Dowler, zatrzymała się przed domem. Jeden z tragarzy był krótki, gruby brzdąc, drugi zaś niebotyczny jegomość; w czasie drogi wiele zadawali sobie trudu, by swe ciała, a także i lektykę, utrzymać w położeniu pionowem. Ale na wyższych miejscach i w pobliżu placu wiatr dął i targał tak ohydnie, jak gdyby chciał powyrywać kamienie z bruku; tragarze byli więc ucieszeni, gdy lektykę postawili na miejscu przeznaczenia i zaczęli mocno pukać do drzwi.
Czekano jakiś czas, ale nikt nie wychodził.
„Hołota spoczywa pewnie w ramionach Porpusa[1]“, rzekł krótki tragarz, grzejąc sobie ręce przy pochodni, trzymanej przez chłopaka niosącego ją.
„Mógłby ich szturchnąć, by się obudzili“, zauważył drugi.
„Zastukajcie jeszcze raz!“ zawołała pani Dowler. „Dwa albo trzy razy“.
Niższy, który jak najprędzej chciał się pozbyć swych obowiązków, stanął pod drzwiami i zaczął pukać co miał sił, w partjach po cztery, pięć, ośm i dziesięć uderzeń, podczas gdy długi stanął na ulicy i patrzał, czy nie zauważy w oknie światła.
Lecz nikt nie wyszedł. Było cicho i ciemno jak przedtem.
„Ach, mój Boże!“ zawołała pani Dowler. „Stukajcie jeszcze...“
„Czy niema tu dzwonka?“ zapytał jeden z tragarzy.
„Jest“, odpowiedział drugi. „Targam nim już oddawna“.
„To tylko rączka“, rzekła pani Dowler; „drut przerwał się. Ale zmiłujcie się, stukajcie jeszcze“.
Znów zaczęło się gwałtowne stukanie, ale z tym samym wynikiem, co poprzednio. Cierpliwość długiego wyczerpała się, bił więc nieustannie potężnemi uderzeniami w drzwi, niby jakiś obłąkany listonosz.

Wkońcu pan Winkle począł śnić, iż znajduje się w klubie, którego członkowie robią wielki hałas a prezydent musi ciągle uderzać w stół, by utrzymać porządek. Potem zdawało mu się, iż jest na licytacji, gdzie nie było nabywców i komisarz sam wszystko kupował. Wreszcie przyszło mu na myśl, iż bardzo możliwe, że ktoś stuka we drzwi od ulicy. By się o tem należycie upewnić, podniósł się z łóżka i słuchał około dziesięć minut. Naliczywszy trzydzieści dwa uderzenia, przekonał się, iż przypuszczenie jego było słuszne i bardzo był zadowolony, że jest tak czujny.

  1. Morfeusza