Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Oto odpowiedź“, rzekł do Sama upudrowany lokaj. „Obawiam się, by nie sprawiła panu subjekcji“.
„Niech się pan tem nie trapi“, odrzekł Sam, kładąc do kieszeni niewielki list. „Sądzę, że moja natura sprosta temu zadaniu, nie narażając się na wycieńczenie“.
„Spodziewam się, że zobaczymy się jeszcze“, rzekł upudrowany lokaj, zacierając ręce i odprowadzając Sama do drzwi.
„Bardzo pan łaskaw“, odrzekł Sam, „ale proszę, niech pan nie wysila nad miarę swej tak miłej osoby. Pamiętaj pan, coś winien społeczeństwu i nie obarczaj się zbytecznym trudem. Przez miłość dla podobnych sobie, zachowaj pan spokój o ile możności; pomyśl, jaka byłaby to strata dla ludzkości“.
Po tych słowach, Sam oddalił się.
„Bardzo oryginalny młodzieniec“, powiedział sam do siebie upudrowany lokaj, mocno zdumiony.
Tegoż samego wieczora, punktualnie dwadzieścia minut przed ósmą, Angelo-Cyrus Bantam, esq. d. k., wysiadł ze swego powozu przed drzwiami sali balowej z tym samym kokiem, temi samemi zębami, lornetką, łańcuchem, pieczątkami, pierścieniami, szpilką i laską, w które był przystrojony zrana. Jedyną zmianą w jego ubiorze było, iż miał na sobie frak nieco jaśniejszy, z białą jedwabną podszewką, obcisłe czarne spodnie, białą kamizelkę, i był, jeżeli to możliwe, jeszcze więcej wyperfumowany.
Tak przystrojony dyrektor kąpielowy umieścił się w pierwszym pokoju, by przyjmować gości i wykonywać inne ważne czynności swego zawodu.
Ponieważ w Bath było przepełnienie, ludzie i sześciopensówki sypały się jak z rogu obfitości. W sali balowej, w sali gry, w sali ośmiokątnej, na schodach, w przejściach, szmer głosów i szuranie nogami nie ustawało ani na chwilę. Suknie szeleściały, pióra kołysały się, światła błyszczały, klejnoty połyskiwały. Grała muzyka — nie orkiestra do tańca — ta jeszcze grać nie zaczęła — ale muzyka drobnych kroczków, śmiechu, delikatnego i stłumionego śmiechu kobiecego, który tak miło słyszeć, czy w Bath czy gdzieindziej. Błyszczące oczy, ożywione oczekiwaniem, jaśniały z każdego kąta. Gdziekolwiek spojrzałeś — przez tłum przeciskała się jakaś powiewna postać, a gdy ją straciłeś z oczu — natychmiast zastępowała ją inna, równie powabna, równie czarująca.
W sali, gdzie podawano herbatę, i dokoła stołów do gry zgromadził się tłum oryginalnych starych dam i zgrzybiałych gentlemanów, rozprawiających o małych skandalach dnia z ożywieniem, dostatecznie dowodzącem, jaką to sprawia przyjemność. Wśród tych grup uwijało się kilka szukają-