Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Eh, eh! Bryka jeszcze czasami!“ rzekł pan Roker z uśmiechem. „Są oni jak słonie; czasem jeszcze czują coś i to ich wprowadza w szał“.
Zrobiwszy tę uwagę, świadczącą o głębokiem zrozumieniu, pan Roker tak szybko zajął się urządzaniem wszystkiego dla wygody pana Pickwicka, iż w niedługim czasie znalazł się dywan, sześć krzeseł, stół, łóżko, szafa, maszynka do herbaty i tym podobne niezbędne przedmioty. Wszystko to miało kosztować najwyżej dwadzieścia siedem szylingów i sześć pensów tygodniowo.
„Może pan potrzebuje jeszcze czego?“ zapytał pan Roker, spoglądając dokoła z wielkiem zadowoleniem i pobrzękując w ręku pieniędzmi, otrzymanemi za pierwszy tydzień.
„Tak“, odrzekł pan Pickwick, który od kilku minut rozmyślał głęboko. „Czy można tu znaleźć ludzi, którzy mogliby wykonywać w mieście moje polecenia i wogóle załatwiać moje sprawy?“
„To jest, nie więźniów?“
„Tak, bo muszą także wychodzić do miasta“.
„Dobrze“, rzekł pan Roker. „Jest tu jeden biedak, który ma przyjaciela w oddziale dla ubogich; bardzo będzie rad, gdy go się użyje do tego. Od dwóch miesięcy lata wszędzie, dokąd go poszlą. Mam go przywołać?“
„Owszem... ale zaczekaj pan... nie... Powiedział pan; oddział dla ubogich? Ciekaw jestem zobaczyć to... sam pójdę.“
Oddział dla ubogich w więzieniu za długi, jest to, jak już świadczy sama nazwa, miejsce pobytu najnieszczęśliwszych i najbiedniejszych dłużników. Więzień, który oświadczy, iż chce, by go umieszczono w oddziale dla ubogich, nie płaci nic i otrzymuje niewielką ilość żywności, z dodatków składanych na ten cel od czasu do czasu przez osoby litościwe. Przed kilkoma laty można było jeszcze widzieć w ścianie więzienia Floty rodzaj klatki żelaznej, w której siedział człowiek o twarzy wygłodzonej, potrząsający od czasu do czasu skarbonką i wołający ponurym głosem: „Pamiętajcie o biednych dłużnikach!“ To co zebrano w ten sposób, jeżeli co zebrano, dzielono między ubogich więźniów, którzy kolejno siadywali w klatce.
Chociaż zwyczaj ten zniesiono i klatka znikła, jednak położenie biednych więźniów nie uległo zmianie. Dziś nie pozwalamy, by się odwoływali do współczucia przechodzących, ale dla zbudowania przyszłych pokoleń pozostawiamy w swej mocy słuszne i dobroczynne prawa, pozwalające na to, by najgorszych przestępców ubierano i karmiono, gdy tymczasem dłużnik, nie mający pieniędzy, skazany jest na śmierć głodową. I nie jest to fikcją: niema tygodnia, aby ci biedacy nie byli wydani w naszych więzieniach za długi