Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Palą cygara przed kominkiem w kuchni“, rzekł Sam.
„A!“ zawołał pan Pickwick, zacierając ręce, „to właśnie lubię; nadmiar żywotności i towarzyskości“.
„Jeden z nich“, mówił dalej Sam, nie zwracając uwagi na wyrazy filozofa, „jeden położył nogi na stole i ostro popija wódkę; drugi, ten w okularach, jak się zdaje amator mięczaków, postawił sobie między nogami baryłkę ostryg, które otwiera z szybkością parowej maszyny, połyka równie prędko, a skorupami ciska na naszego hipopotama, śpiącego w kącie“.
„Ekscentryczność geniuszu! Samie... możesz odejść“.
Sam odszedł; po kwadransie pan Pickwick zeszedł na śniadanie.
„Otóż i on!“ zawołał stary Wardle. „Pickwick! Przedstawiam ci brata panny Allen, pana Benjamina Allen. My nazywamy go po prostu Ben, i ty możesz go tak nazywać, jeżeli chcesz. Ten gentleman, to przyjaciel jego, pan...“
„Pan Bob Sawyer“, rzekł Benjamin Allen, poczem panowie Bob Sawyer i Benjamin Allen wybuchnęli śmiechem.
Pan Pickwick ukłonił się panu Bobowi Sawyer, pan Bob Sawyer ukłoni się panu Pickwickowi, następnie Ben i jego przyjaciel zajęli się gorliwie jedzeniem, co dało filozofowi możność przypatrzenia się obydwu bliżej.
Pan Benjamin Allen był to młodzieniec silnie zbudowany, krępy, o gęstych czarnych i krótko ostrzyżonych włosach, twarzy białej i nieproporcjonalnie długiej. Prócz tego zdobiła go para okularów i biała chustka na szyi. Poniżej czarnego fraka, zapiętego na wszystkie guziki, posiadał zwykłą ilość nóg w spodniach popielatego koloru, zakończonych parą butów, niezbyt starannie wyczyszczonych. Chociaż rękawy fraka były bardzo krótkie, nie było jednak widać ani śladu mankietów, a chociaż szyję miał dość długą, nie pozwolił na skrócenie jej zapomocą kołnierzyka, wskutek czego niepodobna było dojrzeć najmniejszego śladu tej części garderoby. W całości ubiór jego był mocno zużyty i rozpościerał dokoła zapach tanich cygar.
Pan Bob Sawyer, okryty niebieskiem ubraniem, coś jakby surdutem i jakby paltotem, szerokiemi szkockiemi spodniami i kamizelą z wyłogami, miał minę mieszczańsko-pretensjonalną i ruchy fanfarońskie, właściwe młodym gentlemanom, we dnie palącym cygara na ulicy, a w nocy wyśpiewującym i hałasującym tamże, nazywającym po imieniu garsonów hotelowych i wykonywującym rozmaite inne tym podobne żartobliwe czynności. Miał grubą laskę z wielką gałką, wystrzegał się rękawiczek i wogóle podobny był do Robinsona Kruzoe.
Takie to dwie znakomitości przedstawiono panu Pickwickowi rano w dzień Bożego Narodzenia, przy śniadaniu.