Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Musiał być z ciebie miły chłopaczek! Przyjemnie było mieć takiego kolegę w szkole!” ciągnął Sam.
„Tak, panie”, westchnął Hiob. „Ubóstwiano mię!”
„A!” zawołał Sam. „Wcale się nie dziwię! Jakąż pociechą musiałeś być dla swojej matki!”
Przy tych słowach Hiob przyłożył koniec chusteczki do oka, potem do drugiego, i znowu zalał się łzami.
„A tobie co się stało? zawołał Sam z oburzeniem. „To gorzej niż sikawka. Czegożeś się rozbeczał? Czyś przypomniał sobie swe łotrostwa?”
„Nie mogę pohamować wzruszenia, panie Weller”, zaczął Hiob po krótkiej pauzie. „Gdy myślę, iż mój pan domyślał się, że widziałem się z panem Pickwickiem, że wyprawił mię pocztą, namówiwszy młodą pannę, by się nie przyznawała do niczego, że zjednał sobie przełożoną pensji! O! Panie Weller! To mię dreszczem przejmuje!”
„A! To tak się rzeczy mają!”
„A tak, niech mi pan wierzy”, odrzekł Hiob.
Rozmawiając w ten sposób, doszli do oberży. Wtedy Sam powiedział swemu towarzyszowi:
„Chciałbym zobaczyć się z tobą. Jeżeli będziesz mógł, to przyjdź koło ósmej godziny pod „Wielkiego białego konia”.
„Przyjdę z przyjemnością”, rzekł Hiob.
„I dobrze zrobisz”, dorzucił Sam z wyrazistem spojrzeniem; „bo w przeciwnym razie pójdę się dowiadywać po drugiej stronie zielonych drzwi, a toby ci mogło zaszkodzić”.
„Niezawodnie przyjdę”, powtórzył Hiob i oddalił się, serdecznie uścisnąwszy rękę Sama.
„Bądź ostrożny, Hiobie Trotter”, rzekł cicho Sam, spoglądając za odchodzącym, „teraz ja mogę ciebie wyfrycować. Bo, jak Bóg na niebie, drugi raz nie dam się wywieść w pole“. Po tym monologu długo jeszcze ścigał wzrokiem Hioba, aż ten zniknął, potem zaś ruszył do swego pana.
„Wszystko idzie dobrze”, powiedział.
„Co idzie dobrze?” zapytał pan Pickwick.
„Znalazłem ich, panie”.
„Kogo?”
„A pańskiego znajomego i tego fioletowego płaksę”.
„Czy być może!” zawołał pan Pickwick z największą energią. „Gdzie oni są? Gdzie?”
„Tu, panie”, rzekł wierny sługa i w czasie rozbierania pana Pickwicka nakreślił panu swemu plan operacyjny, według którego miano działać.
„Ale kiedy to nastąpi?” zapytał pan Pickwick.
„Wszystko we właściwym czasie”, odparł Sam.
Czy stało się to we właściwym czasie czy też nie, o tem czytelnik nasz przekona się później.