Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Tak!“ odparł Heyling. „Nie! Pojutrze! Pan dziwi się, że odkładam“, dodał. „Ale coś sobie przypomniałem. Pojutrze przypada ważna rocznica w jego życiu... niech będzie pojutrze!“
„Doskonale!“ powiedział adwokat. „Może napiszemy instrukcję dla oficera policji?“
„Nie. Każ mu pan przyjść tu o ósmej wieczorem. Sam zaprowadzę go do więzienia“.
„Spotkali się o umówionej porze. Wsiedli do dorożki i kazali się wieźć na róg Pancras Road, przy której stoi parafialny dom pracy. Już się ściemniło, zanim dojechali. Idąc wzdłuż ślepego muru przy Szpitalu Weterynaryjnym, weszli w małą boczną uliczkę, która w owym czasie nazywała się Małą Kolegjalną i która wówczas była zupełnie pusta, otoczona tylko parkanami i placami.
„Naciągnąwszy na twarz kaptur płaszcza, Heyling zatrzymał się przed najlichszym domkiem i ostrożnie zastukał do drzwi. Natychmiast otworzyła je jakaś stara kobieta. Heyling szepnął do oficera, żeby poczekał na ulicy i ostrożnie wdrapał się po schodach. Otworzył drzwi frontowe i wszedł.
„Przedmiot jego poszukiwań i nieustającej nigdy nienawiści, teraz zgarbiony, stary człowiek, siedział przy odrapanym stole, na którym paliła się nędzna świeca. Drgnął na dźwięk otwierających się drzwi i wstał.
„Co jeszcze! Co jeszcze? Jakież jeszcze nieszczęście?“ spytał stary. „Czego pan tu chce?“
„Słówko zamienić z panem“, odpowiedział Heyling. To mówiąc, usiadł po przeciwnej stronie stołu i odrzucił kaptur z twarzy.
„Staremu jakby odebrało mowę. Opadł na krzesło, splótł ręce i patrzył na przybysza wzrokiem, w którym był strach i groza.
„Akurat przed sześciu laty“, zaczął Heyling, „upomniałem się o życie, któreś mi pan winien za życie mojego dziecka. Nad zwłokami pańskiej córki przysiągłem żyć poto, aby się zemścić. Ani na chwilę nie sprzeniewierzyłem się swojej przysiędze. Ale gdybym nawet osłabł, to jedno wspomnienie jej zbolałych, cichych oczu, gdy umierała, lub wspomnienie wygłodzonej twarzyczki mojego dziecka dodałoby mi nowego bodźca. Pamięta pan chyba pierwszy akt mojej zemsty: dziś nastał ostatni“.
„Starzec zadrżał i ramiona opadły mu bezwładnie.
„Jutro opuszczam Anglję“, ciągnął Heyling. „Dzisiaj skazuję pana na śmierć za życia, na co pan skazał ją — na bezterminowe więzienie“.
„Podniósł oczy na twarz starego i umilkł. Potem poświecił mu w twarz, ostrożnie opuścił świecę i wyszedł z pokoju.