potoku wymowy, spływającego z ust ich mentora przez otwór w lektyce (pan Tupman czynił bezowocne wysiłki, zmierzające do przerwania tego potoku przez zamknięcie lektyki). Ale gniew pana Wellera ustąpił ciekawości, gdy orszak wszedł na podwórze, na którem spotkał był Hioba Trottera. Ciekawość zaś ustąpiła uczuciu zdumienia, gdy potężny Grummer, kazawszy ludziom niosącym lektykę przystanąć, poważnym krokiem ruszył ku zielonej furtce, z której rano wynurzył się Hiob, i pociągnął mocno za rączkę dzwonka. Na ten odgłos wybiegła ładna i fertyczna pokojówka i podniosła ręce ku niebu na widok buntowniczej postawy więźniów, niemniej jednak zdumiona była potokiem wymowy pana Pickwicka. Potem przywołała Muzzle. Muzzle otworzył połowę furtki, żeby mogła wejść lektyka, uwięzieni i konstable, poczem zatrzasnął ją natychmiast przed nosem pospólstwa; oburzona tem a rozciekawiona hałastra, ulżyła sobie, bijąc w bramę i dzwoniąc przez dobrych parę godzin. W zabawie tej brali udział koleino wszyscy, z wyjątkiem trzech czy czterech szczęśliwców, którzy odkrywszy w ścianie zakratowane okienko, przez które nic nie było widać, patrzyli przez nie z niezmordowaną wytrwałością, z jaką ludzie płaszczą nosy o szybę apteki, wiedząc, że w głębi prywatnego mieszkania aptekarza umiera pijak, przejechany na ulicy przez wóz.
Lektyka zatrzymała się przed kamiennemi schodami, wiodącemi do domu i strzeżonemi po obu stronach prze dwa aloesy w zielonych skrzyniach. Wysadzony w tem miejscu pan Pickwick ze swymi przyjaciółmi został natychmiast przyprowadzony przed oblicze czujnego pana Nupkinsa.
Scena, która się teraz odbyła, była ogromnie przejmująca i dobrze obliczona na przerażenie winowajców i danie wysokiego wyobrażenia o surowym majestacie prawa. Za ogromnym stołem, w ogromnem krześle, wsparty na ogromnej księdze, zasiadł pan Nupkins, jeszcze bardziej ogromny, jak się zdawało, niż wszystkie te przedmioty razem wzięte. Z boku, przy stole, ukazywała się głowa pana Jinksa, zajętego nadawaniem sobie miny człowieka bardzo zajętego. Po wprowadzeniu orszaku, Muzzle zamknął drzwi i stanął za krzesłem swego pana, sam zaś pan Nupkins, z wielką powagą wychyliwszy się w tył, badał wzrokiem wprowadzonych delikwentów.
Pan Pickwick, przedstawiciel swych przyjaciół, stał z kapeluszem w ręku, kłaniając się z pełną szacunku grzecznością.
„Co to za jeden?“ zapytał pan Nupkins, wskazując palcem na filozofa.
„To Pickwick, wasza wielmożność“, odrzekł Grummer.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 02.djvu/110
Wygląd
Ta strona została przepisana.