Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pierwszy rzut oka wzrok jego zdawał się jasny, wyczytać w nim mogłeś jakiś nienaturalny lęk. Edmunds wolno podniósł się na kolana, badawczo przyglądając się starcowi. Patrzyli na siebie w milczeniu.
„Stary był upiornie blady. Drgnął i zerwał się na nogi. Edmunds uczynił to samo. Stary cofnął się parę kroków, Edmunds postąpił ku niemu.
Niech usłyszę twój głos“ powiedział skazaniec grubym, łamiącym się głosem.
Nie podchodź!“ zawołał stary. Wściekły z gniewu podniósł laskę i uderzył Edmundsa w twarz.
Ojciec! Djabeł!“ zawołał skazaniec przez zaciśnięte zęby. Jak oszalały rzucił się naprzód i schwycił starego za gardło. Ale był to ojciec, więc ręka opadła...
„Stary wydał przeciągły krzyk, który dźwięczał na pustem polu jak wycie złego ducha. Twarz mu sczerniała. Krew rzuciła się nosem i ustami... upadł na twarz, barwiąc trawę... Pękło mu jakieś naczynie krwionośne — umarł zanim syn zbliżył się do niego...“
„W tym kącie cmentarza“, ciągnął dalej stary gentleman po krótkiej pauzie, „w tym kącie cmentarza, o którym mówiłem, leży pochowany człowiek, który po tem zdarzeniu służył u mnie przez trzy lata. Okazywał szczery żal i skruchę. Był pokorny, jak tylko człowiek pokorny być może. Nikt prócz mnie nie wiedział, skąd przyszedł ani jak się nazywa. Był to nawrócony zbrodniarz, John Edmunds“.

Rozdział siódmy.
Jak pan Winkle zamiast mierzyć do gołębia i trafić wronę, mierzył do wrony a zranił gołębia. Jak klub graczy w piłkę z Dingley Dell walczył z klubem z Muggletonu i jak Muggleton jadł obiad na koszt Dingley Dellu, tudzież rozmaite inne materie, pouczające a zarazem ciekawe.

Nużące przygody dnia poprzedniego tak oddziałały na nerwy pana Pickwicka, iż, znalazłszy się w łóżku, w pięć minut zasnął głębokim snem. Obudziły go dopiero nazajutrz świetne promienie wschodzącego słońca, które, wdarłszy się do sypialni, zdawały się czynić mu wyrzuty.
Pan Pickwick nie był leniwy; jak dzielny wojownik, wyskoczył ze swego namiotu... chciałem powiedzieć z łóżka.
„Cudny krajobraz!“ zawołał w uniesieniu, otwierając okno. „O! Kto raz widział taki krajobraz, czyż może przystać na to, by żyć, nie widząc nic codziennie, oprócz cegieł i bruku? Czy podobna istnieć w miejscu, gdzie siano można widzieć tylko w stajni, roślinność tylko na dachu, krowy tylko na szyldach? Czy można wlec życie w takiem miejscu? Pytam się, czy można wytrzymać takie istnienie?“