Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Czy pan żonaty?“ zapytała zakopcona twarz.
„O ile wiem, nie“.
„Domyślałem się“.
Mówiąc to człowiek o zakopconej twarzy wpadł w wielką wesołość, spowodowaną własną odpowiedzią; naśladował go w tem gentleman o głosie łagodnym i spokojnej twarzy, który uważał za swój obowiązek przytakiwać każdemu zapatrywaniu.
„A jednak, panowie“, rzekł poetyczny pan Snodgras, „kobiety są rozkoszą i radością naszego istnienia“.
„To prawda“, odpowiedział gentleman o łagodnej twarzy.
„Kiedy są w dobrym humorze“, dodała twarz okopcona.
„O! Wielka prawda“, rzekł gentleman łagodny.
„Odrzucam to zastrzeżenie!“ zaczął znów pan Snodgrass, którego myśli nagle przeniosły się do Emilji Wardle. „Odrzucam je z pogardą. Pokażcie mi mężczyznę, któryby powiedział cokolwiek przeciw kobietom, a ja śmiało oświadczę, że nie jest mężczyzną“. Wymawiając te wyrazy, pan Snodgrass wyjął z ust cygaro i gwałtownie uderzył w stół zaciśniętą pięścią.
„Tęgi argument!“ rzekł łagodny gentleman.
„Zawierający twierdzenie, któremu zaprzeczam“, przerwała twarz okopcona.
„I w tem, co pan mówisz, jest także bez wątpienia wiele prawdy“, odrzekł łagodny.
„Zdrowie pańskie!“ zaczął znów kupiec o jednem oku, zwracając się przyjaźnie do pana Snodgrassa.
Pickwickista odpowiedział na tę grzeczność jak należało.
„Lubię słyszeć dobre argumenty“, mówił dalej komiwojażer, „argumenty dobitne, jak pański. To bardzo budujące. Ale ta mała dyskusja o kobietach przypomina mi pewną historię, którą słyszałem od mego wuja. I dlatego to właśnie powiedziałem przed chwilą, iż są na świecie rzeczy dziwniejsze niż kobiety“.
„Chciałbym usłyszeć tę historję“, rzekł gentleman o miedzianorudej twarzy poza cygarem.
„Naprawdę?“ zapytał komiwojażer i począł palić fajkę z wielką gwałtownością.
„I ja także“, dodał pan Tupman, który po raz pierwszy przemówił, a zawsze chętnie powiększał bagaż swego doświadczenia.
„I pan także? Dobrze! Opowiem ją panom. Ale to nie warte zachodu, bo jestem pewny, że nie dacie jej wiary“.
Podczas gdy kupiec mówił to, jego samotne oko mrugało szczególnie tajemniczo.
„Jeżeli pan mię zapewni, że prawdziwa, to, naturalnie, będę wierzył“, rzekł pan Tupman.