Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Ach! Panie Pickwick“, odrzekła pani Bardell, drżąc ze wzruszenia, „pan jest bardzo dobry!
„To pani zaoszczędzi pracy, prawda?“
„O! Nigdy nie myślałam o tem; zresztą będę pracować więcej niż kiedykolwiek, by się przypodobać panu. Ale, pan jest taki dobry! Pan pomyślał o mojej samotności!“
„A! Prawda! Nie pomyślałem o tem... Gdy będę w mieście, będziesz pani miała zawsze z kim porozmawiać. Tak, tak!“
„To pewna, że powinnam poczytywać się za kobietę bardzo szczęśliwą“.
„A syn pani?“
„Niech Bóg błogosławi to kochane dziecię!“ przerwała pani Bardell w macierzyńskiem uniesieniu.
„On także będzie miał towarzysza“, ciągnął dalej pan Pickwick, wdzięcznie uśmiechając się, „i to wesołego towarzysza, który, jestem tego pewny, nauczy go więcej figlów w jednym tygodniu, aniżeliby sam nauczył się w ciągu całego roku“.
„O! Co za drogi człowiek“, szepnęła pani Bardell.
Pan Pickwick zadrżał.
„O! Drogi przyjacielu!“
I bez dalszych ceremonij, dama zerwała się z krzesła, objęła rękami szyję pana Pickwicka razem z całym potopem łez i nawałnicą szlochów.
„Niech mię Bóg ma w swojej opiece!“ zawołał pan Pickwick, zdumiony niesłychanie, „pani Bardell! Dobra pani! Boże Wszechmocny! Co za położenie! Ależ, pani, proszę! Puść mię pani! Gdyby kto nadszedł!“
„Cóż mię to obchodzi!“ zawołała w szale pani Bardell. „Nigdy pana nie opuszczę! Kochane, szlachetne serce!“
I wymawiając te wyrazy, przytuliła się do pana Pickwicka jak bluszcz do dębu.
„Boże! Miej mię w swojej opiece!“ zawołał pan Pickwick, szamocąc się: „słyszę, że ktoś idzie po schodach. Puść mię, moja dobra pani! Zaklinam panią, puść mnie!“
Ale prośby i przedstawienia pozostały bez skutku, gdyż dama zemdlała w objęciach filozofa i nim miał czas usadowić ją na krześle, młody Bardell wprowadził do pokoju panów Tupmana, Winkle i Snodgrassa.
Pan Pickwick skamieniał. Stał on z miłym ciężarem na ręku i spoglądał w osłupieniu na swych przyjaciół, nie robiąc żadnego znaku powitania, nie mogąc dać im żadnych wyjaśnień. Ci znowu patrzyli ze zdumieniem na mego, a mały Bardell z niepokojem spoglądał na wszystkich, nie wiedząc co to ma znaczyć.
Zdumienie pickwistów było tak wielkie a pomięszanie pana Pickwicka tak okropne, że i on i oni mogliby trwać