Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łamarzu. „Zuzanna Clarke, z oberży pod „Markizem Granby“ w Dorking“, mówi mój ojciec. „Sądzę, że weźmie mnie, gdy się oświadczę. Nigdym wprawdzie nie wspominał jej o tem, ale weźmie, jestem tego pewny“. Otóż w ten sposób indult został napisany. I rozumie się, że go wzięła; ale co najgorsze, trzyma go do dziś dnia, a ja nie widziałem nawet, jak wygląda tych czterechset gwinei. Niema nadziei. Bardzo pana przepraszam, dodał Sam pod koniec swego opowiadania, „ale jak raz zacznę mówić o tym kłopocie, to już nie mogę zatrzymać się, jak nowa taczka z dobrze posmarowanem kołem“.
To rzekłszy i zaczekawszy jeszcze chwilę, by się przekonać, czy nie będzie potrzebny, wyszedł z pokoju.
„Pół do dziesiątej! Już czas w drogę“, rzekł wówczas gentleman, którym był pan Jingle, czego, zdaje się, nie mamy potrzeby mówić.
„Czas, na co?“ zapytała ciotka-panna wdzięcząc się.
„Czas wyrobić indult, drogi aniele; potem trzeba będzie dać znać do kościoła. Jutro rano będziemy już należeć do siebie“, odpowiedział pan Jingle, ściskając rękę ciotki-panny.
„Indult!“ krzyknęła Rachela i zarumieniła się.
„Indult“, powtórzył pan Jingle.

„Cwałem, cwałem, biegnę, lecę,
Biorę indult i powracam!“

„Jak się pan spieszy!“ rzekła Rachela.
„Spieszy! Zobaczy pani, jak nam lecieć będą godziny, dnie, tygodnie, miesiące, lata, gdy się połączymy. Pioruny, błyskawice, lokomotywy o sile tysiąca koni nie lecą tak szybko“.
„Czy nie moglibyśmy... czy nie moglibyśmy wziąć ślub przed jutrem?“ zapytała Rachela.
„Niepodobna! Trzeba dać znać do kościoła. Dziś indult; ceremonia jutro!“
„Strasznie się obawiam, by nas brat nie wyśledził.“
„Nas wyśledził? Żarty! Za silne wstrząśnienie przy wywrocie! Zresztą nadzwyczajna ostrożność: wysiedliśmy z pocztowego powozu, szli piechotą, wzięli fiakra, przybyli do Borough; ostatnie to miejsce, gdzie nas szukać będą. O! Pomysł doskonały“.
„Nie baw pan długo“, rzekła ciotka-panna z afektacją, widząc, że pan Jingle bierze swój podszarzały kapelusz.
„Długo? Zdala od pani?! O okrutna piękności!“
I pan Jingle, podszedłszy z rozczuloną miną ku Racheli, wycisnął na jej ustach niewinny pocałunek, poczem lekko wymknął się z pokoju.