Straszne rusałki! — Wiedz, miłość bez celu
Będzie ci śmiercią, jak była dla wielu.
Wiedz ty, że Miłość wielka budownica
Jedyna Bogu dźwignia i narzędzie,
Nie z zimnych blasków srebrnego księżyca,
Lecz z ogniów słońca siły swoje przędzie.
Pan i ta ziemia! —
Idź a idź! z tobą me błogosławieństwo!
Orzeł — i mrówka! — a pracownik cichy,
Miniesz bez szwanku straszny szkopuł pychy.”
Taki testament ojciec srebrnowłosy
Dał mi chłopięciu — i nim ja pancerny
Idę i idę, w drodze zbieram kłosy,
Bogu i ojcu do ostatka wierny.
Gdy pielgrzymką uznojony
W południowy skwar,
Między dęby, między klony
W chłodny siądę jar;
Patrzę sobie w zachwyceniu
W modrą nieba toń;
Topię się w słowiczém pieniu,
Piję wiosny woń;
Wtedy same moje ręce,
Dla swojéj zabawki,
Drobne, małe plotą wieńce
Z listków, kwiatów, trawki.
Idę sobie w drogę daléj —
A spleciony kwiat,
Porzucony słońce pali
I wiatr niesie w świat.