Mówią, że Dżebel-Szecha bije serce,
Choć je odziały lody i opoki,
Że drży, gdy ludy, zaciekłe morderce,
Mordują w złości swe święte proroki.
Mówią, gdy gasło święte oko Issy[1],
Pierś mu w głębokie rozpadła się rysy;
A te nad czołem straszne rozpadliny
Są z dnia, gdy Prorok zbieżał do Medyny.
I dziś Dżebel-Szech grzesznym dla przestrogi
Potworne głazy drżąc rzuca pod nogi;
My patrząc z trwogą na spadłe olbrzymy,
Idziemy daléj — i daléj grzeszymy.
1862.
Pomiędzy dwiema ścianami z granitu,
Dumnie pnącemi się w przepaść błękitu,
Cudne w Bałkanach dał Pan Bóg ogrody,
Sady i parki na własność przyrody.
Wielka żelazna prowadzi w nie brama,[2]
Strojna bluszczami, szeroko otwarta;
Lecz dziwna jakaś niewidzialna warta
Stoi — i noga wstrzymuje się sama.
Cofa się z trwogą; wzrok tylko ciekawy
W sad dziki spojrzy, i wraca struchlały —
Ujrzawszy nagie i ponure skały,
Na pował głazów rozrzucone ławy.