Strona:Karol Boromeusz Hoffman - O panslawizmie zachodnim.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezważając na żadne perswazye, włożył w czasie dysputy interdykt na Kraków, pozamykał kościoły i zabrawszy swój kler, oddalił się do Mogiły. Król, niemogąc zostawiać miasta bez nabożeństwa w czasie świąt Wielkanocnych, uprosił posłów czeskich, aby ustąpili na Kaźmierz. Przed óśmiu laty wydalono ich do Niepołomic między dziki i jelenie, teraz między żydy. Podobna nietolerancya ubodła do żywego posłów czeskich, a Zygmunta Korybuta mało nie wprowadziła w wściekłość. Członek krwi królewskiéj był naturalnie śmielszym od innych. Ile razy spotkał Zbigniewa na radzie królewskiéj, nieomieszkał gromić go jak najostrzéj za jego zuchwalstwo i fanatyzm. Że zaś i biskup nieoszczędzał języka, przychodziło między nimi do otwartych obelg (usque ad manifestas injurias).
„Zabiję i dobra twe spustoszę — krzyknął raz Korybut — jeżeli nam daléj będziesz dokuczał.“ „A ja twoją zuchwałość na proch zetrę“ — odpowiedział mu Zbigniew. Posłowie czescy opuścili Kraków w największym gniewie na biskupa. Towarzyszył im i Zygmunt Korybut. Opowiadają, że przejeżdżając około Wawelu, wzniósł oczy na katedrę i zawołał: „Oj ty Stanisławie, Stanisławie! popamiętasz moją zemstę.“ Długosz poczytuje to za bluźnierstwo przeciwko osobie świętego patrona, tego patrona Polski, i nienawiści ku jego świątyni. Podobne posądzenie nie da się usprawiedliwić, Korybut był zbyt umiarkowanym utrakwistą, zbyt szanował wiarę katolicką, żeby śmiał rzucić na nią podobną obelgę. Podobniejsza do prawdy, że swoją groźbę stósował złośliwie do osoby Zbigniewa Oleśnickiego, że to była allu-