Przejdź do zawartości

Strona:Karlinscy.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKI.

Dziwna — że właśnie to miejsce znalazłaś!

MARYA (czyta dalej.)

„I przyszli na miejsce, które mu ukazał Bóg; na którem zbudował ołtarz i ułożył drwa na nim: a związawszy Izaaka syna swego, włożył go na stos drzew“...

KARLINSKA (nagle.)

O miły Boże! czyż to podobieństwo...
Coś mnie tak serce — jako nóż przebodło!...

MARYA (czyta.)

„I wyciągnął rękę i porwał miecz, aby ofiarował syna swego. A oto anioł Pański z nieba zawołał mówiąc: Abrahamie, Abrahamie! Który odpowiedział: owom ja! I rzekł mu: nie ściągaj ręki twej na dziecię, ani mu czyń najmniej... terazem doznał, że się boisz Boga, i niesfolgowałeś jedynemu synowi twemu dla mnie“...

KARLINSKA.

Dość — przebóg miły! weź waćpanna księgę, —
Toć dla ojczyzny-śmy niesfolgowali
Sześciu młodzieńcom — sześciu jedynakom,
Bo sercu matki każdy — był jedyny!

KARLINSKI.

Ukój żal matki!... bądź łez twoich panią!...
Z radości płakać raczej nam przystało!...
Czy przeto myślisz, że mi mniej pękało
To serce? przestań! bo łzy takie — ranią!

KARLINSKA.

Na dzisiaj — o! co za dziwna nauka,
Co za straszliwa przypowieść — mój mężu!
Aż mi się serce w piersi lodem ścina,
Kiedy pomyślę, że tam była: matka!
Ach! czyż Bóg żądać mógł — jednego syna?

KARLINSKI.

Tak — to przypowieść straszna sercu matki. —