Strona:Karlinscy.djvu/08

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przed oczy wasze cień męża wywołam
Co stał jak posąg przy prawdzie do końca,
I niezachodził, choć zaszła tarcz słońca!
Wam go przypomnieć chcę — — jeśli podołam...

Na dni zbyt długie krwawej ducha pracy
Na dni co w smutku i boleści płyną,
(Lecz olbrzymieją z każdą mąk godziną),
Przyjmcie pociechę tę, — smutni rodacy!

Wy których szatan pokusi zwątpienia,
I wy co ziarno siali odrodzenia,
I wy co bez gniazd! o nieszczęśni ptacy!

Wszyscy „wy“ przyjmcie ją drodzy rodacy!
Idący w przyszłość z tem żelaznem trwaniem
Co już w połowie, samem zmartwychwstaniem!