Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uleci naprzód i utonie w wodzie,
Jak pierś zbolała, jak serce gdy pęknie.
Zda się, że z jękiem już zamarło życie,
Jak pomnik z lodu rozprysło, upadło,
Lecz znów jak piorun w niebieskim błękicie
Błysło i niebo zadrżało, pobladło —
I znów łódź płynie po burzliwej fali —
I pieśń czarowna brzmi odgłosem w dali.
Pieśń — tysiąc pieśni mieści w jednem słowie,
I każda gwiazda echem jej odpowie.
Nietylko gwiazdy, ale jasne słońce
Pieśni odgłosy daje, ciche, drżące.
Każdy z osobna złoty promień słońca
Czarowną pieśnią struny harfy trąca,
I puklerz nieba, i szczyt skały głuchy —
W omszałych grobach budzi śpiące duchy.
W tej harfie wielka ukrywa się siła.
Za każdem drgnięciem nieba w zachwyt wpada,
Za każdem drgnięciem dźwiga się mogiła,
A z niej wychodzi mara krwawa, blada,
Za każdem drgnięciem wstaje trup skostniały.
Harfa swym dźwiękiem zachwyca świat cały —
I mnie te dźwięki tkwią w duszy głęboko,
I dziś, gdy wspomnę, płonie żarem oko.
Harfa natchnienia!.. Nie wiem, czy złowieszcza?
Czy ta co zbawia, albo ta co łudzi...
Niebo swe oczy gwiaździste wytrzeszcza,
Jej dźwięk w niebiosach też ciekawość budzi.
Pieśń płynie cicho, niby morska fala
Strzelając w niebo złocistemi skiby,
Kiedy ją wiatru lekki pług przewala,