Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Każą oglądać rany i łańcuchy,
Każą mi liczyć serc rozdartych drgania,
I żale swoje, swe jęki i skargi
W pierś mi wlewają skrwawionemi wargi.
Po ojcach naszych my wzięli spuściznę.
Spuściznę — jaką? Ach! strach mi wspominać,
Pęta na szyję i hańbiącą bliznę.
Jeszcze kolana nam kazano zginać.
Ojcowie moi — za taką spuściznę
Mam błogosławić was, czyli przeklinać?
Nie wiem, bo w ducha własnego rozterce
Klnę żywot własny i swe własne serce.
Ojczyzno moja, wydana na męki —
Kości bieleją, gdzie pług skibą ruszy.
Gdy wspomnę Ciebie, pierś mą cisną lęki,
Lecz nie przed widmem tych mąk i katuszy,
Boleść mej duszy — to Twej duszy jęki.
O wskaż mi siłę, która pęta skruszy!
Siła ta niechaj będzie rodem z piekła,
Byle krew pomścić, którąś Ty ociekła!
Czem my jesteśmy, Ojczyzno, bez Ciebie,
I życie nasze czy życiem zwać warto?
Każdy świat martwy, błądzący po niebie,
Ma własną drogę, przez siebie utartą.
Ptaszę się w słońcu swobodnie kolebie,
I chmura nawet swą piersią rozdartą
Ciska pioruny, wyrazy swej woli,
A my? my, ludzie, gnijemy w niewoli!
Lecz niech nie trwożą nas złowrogie wycia,
Wszak przyszłość nasza w naszej mocy leży.