Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daj mi futro... — wyszeptała ze spuszczonemi oczyma.
Okrył ją futrem i podał kapelusz.
— Odwiozę cię do domu — rzekł.
Nic nie odpowiedziała.
W automobilu siedziała, wciśnięta w róg, nie mówiąc ani słowa.
Gdy zbliżali się do ich domu. Twardowski się odezwał:
— Jutro będę u was o czwartej. Muszę się zobaczyć z twoim ojcem.
— Chcesz mu powiedzieć?...
— Tak. Ale idę przedewszystkiem załatwić sprawę Culmera.
Dała mu rękę do pocałowania, wyskoczyła z automobilu i pobiegła ku wejściu do domu. Pośpieszył za nią. Wkrótce drzwi się otwarły.
— Dobranoc. Dziękuję za odprowadzenie — rzekła przy służącym i szybko wpadła do domu.
Długo w noc Twardowski nie mógł zasnąć. Ciągle czuł jej usta na swoich. To mu utrudniało logiczne myślenie, a jednocześnie spędzało sen z powiek.
Wanda od służącego dowiedziała się, że pani Czarnkowska jeszcze nie śpi i prosi ją, by do niej wstąpiła.
Poszła niechętnie: wolałaby zostać sama ze sobą.
— Gdzieżeś, dziecko, była na obiedzie? — zapytała matka.
— U mego narzeczonego.
— Co?... Jak to się stało?...
— Pojechałam go powitać na dworzec. Chciałam się dowiedzieć, co przywozi z Londynu, i zdać mu sprawę z tego, co się tu dzieje. W automobilu nie mieliśmy dość czasu na rozmowę, więc zaprosiłam się do niego. A gdy byłam u niego, zaprosiłam się na obiad.
— Ależ, moje dziecko, jak to wygląda?
— Mojem zdaniem całkiem naturalnie. Zdecydowałam się zostać żoną człowieka, którego znam bardzo mało. On mi imponuje, ale go nie rozumiem. Muszę go poznać lepiej, wystudjować go, zajrzeć jaknajgłębiej do jego duszy. A jakże to zrobić, jeżeli nie będę spędzała z nim jaknajwięcej czasu sam na sam...
— Ależ, moja Wandeczko, młode panny nie bywają u samotnych mężczyzn, nawet będąc ich narzeczonemi.
— To było tak za twoich czasów. My dziś inaczej traktujemy te sprawy. Spytaj moich dawnych koleżanek. Przedewszystkiem, my nie jesteśmy takie naiwne. Nas uczą o rzeczach, o których wyście nie miały pojęcia; czytamy książki, których wam do rąk nie dawano: dla was małżeństwo zawierało tajemnice — my wiemy wszystko: nie czekają nas w niem żadne niespodzianki. Dzisiejsza dziewczyna traktuje młodych mężczyzn po koleżeńsku, ociera się ciągle o nich czyto na studjach, czy w sportach, i nie robi sobie z nimi żadnych ceremonij. To przesąd, że ja nie mogę być sam na sam z mężczyzną w jego mieszkaniu, tem bardziej z moim narzeczonym.
— Mówisz do mnie tak, jakbym należała do pokolenia twoich prababek. Mylisz się: myśmy także nie były ciemne, dużośmy wiedziały. I mylisz się, że was w małżeństwie nie czekają niespodzianki. Nałapałyście się wiadomości często najfałszywszych, brałyście je nie z życia, ale z literatury, która handluje sensacją, i zdaje wam się, że jesteście pierwszem pokoleniem mądrych kobiet. Życie wam sprawi niespodzianki taksamo, jak je nam sprawiło. Ty, Wandeczko, jesteś niegłupia dziewczyna, ale nie dlatego, że ci w głowę napakowano rozmaitych wiadomości, które często są nic nie warte, tylko dlatego, że masz sporo zdrowego rozsądku i dobre, szlachetne

140