Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— U nas nie przestał bywać — strzeliła Wandeczka.
Czarnkowski podskoczył na krześle. Już miał coś odpalić córce, gdy pani Czarnkowska odezwała się znów spokojnie, ale stanowczo:
— Pan Zbigniew Twardowski jest poważnym i szlachetnym człowiekiem, a przytem bardzo dobrze wychowanym. Chociaż więc nie przychodzi na nasze czwartki, prosiłam go, żeby o nas nie zapominał, i zapewniłam, że zawsze będzie mile widziany. Dziś nawet myślę do niego napisać, bo dawno go już nie widziałam. Chcę go widywać często: jeżeli go nie lubisz, nie wymagam od ciebie, żebyś go spotykał.
Zdetonowany tą stanowczością Czarnkowski odparł kwaśno:
— Jak chcesz, moja Zosiu. Pamiętaj wszakże, żebyś tego nie żałowała.
Wanda chciała coś jeszcze powiedzieć, ale pani Czarnkowska dała jej znak, nakazujący milczenie.
Gdy Czarnkowski zostawił je same w jadalnym pokoju, rzekła do przybranej córki:
— Wiesz, Wandeczko, że ojca niełatwo przekonać. Jest widocznie pod wpływem nieprzyjaciół pana Zbigniewa. To trudno, my go nie przerobimy. Ale tem bardziej trzeba, żebyśmy okazywały przyjaźń Twardowskiemu. Zaraz do niego napiszę z prośbą, żeby przyszedł.
— Mamusia zawsze ma słuszość — rzekła pokornie Wandeczka, uradowana nadzieją zobaczenia swego władcy, jak go od ostatniej rozmowy nazywała pocichu.
Przy drugiem śniadaniu, na którem ojca nie było, dowiedziała się od matki, że Twardowski przydzie o czwartej.
— Wy tam macie oboje jakieś konszachty — rzekła, grożąc matce palcem na nosie — i napewno chcesz z nim rozmawiać w cztery oczy. Ale i ja chcę z nim pomówić. Czy powiesz m u, żeby przed wyjściem zobaczył się ze mną?
— Dobrze, kochanie. Tylko nie zawracaj mu zanadto głowy; on ma teraz o czem myśleć.
— Czem jabym mu mogła głowę zawrócić! — odparła Wandeczka nieszczerze. Miała poczucie, że już coś zrobiła w tym względzie.
Pani Czarnkowska nie była pozbawiona intuicji kobiecej. Atoli tak była opanowana myślą o Zbigniewie Twardowskim, jako o pośle od Alfreda, że nie zwracała wcale uwagi na jego stosunek do Wandy i nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje w duszy przybranej córki.
Twardowski przyszedł o oznaczonej godzinie: przyjęła go w swym buduarze, żeby im nikt nie przeszkadzał. Wypytywała długo o jego sprawy i zajęcia, poczem rzekła:
— Chcę pana ostrzec, że męża mego również usposobiono przeciw panu.
— Nie dziwię się wcale, że ulega wpływowi zacnego mecenasa. Gdyby nie Culmer, nie byłby mężem pani.
— Niema za co być mu wdzięcznym. Jeżeli mogłam dać szczęście, to nie jemu. Dziś przemówiłyśmy się z nim o pana, ja i Wandeczka. Dziewczyna ogromnie wierzy w pana i ma dla pana wielką przyjaźń. Kobieca intuicja często więcej warta, niż męska logika. Powiedziałyśmy mu, że nam bardzo zależy na pańskiej przyjaźni, że on może pana nie spotykać, ale pan nas będzie często odwiedzał. Prawda, że tak będzie? Przecież jego stosunek do pana nie może być przeszkodą w naszej przyjaźni.
Twardowski upewnił ją, że nic nie będzie sobie robił z pana Czarnkowskiego.

122