Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Frontignac (n.s.)
Hultaj nadto szczery — ale muszę przyznać, że jest w tem co mówi nieco logiki. (do Dominika) Dobrze już, dobrze — nie stanie ci się krzywda. Pomówimy o tem innym razem. (odchodzi do drugiego pokoju)
Scena 7.
Dominik sampóźniej Marcandier.
Dominik.
To tak zawsze z kawalerami — wszystko to tylko o sobie myśli... Sami egoiści. ....Potrzeba było także tego synowca z Ameryki — niewiedzieć na co — tfy!
Marcandier. (wchodzi)
Pan Frontignac w domu?
Dominik.