Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

will zaś milczeli nie chcąc przeszkodzić swojemu młodemu przyjacielowi w jego poszukiwaniach. Dopiero gdy krzemień znikł szczęśliwie w kieszeni Arystobula Ursiklosa, przemówił Seb:
— Przyjechaliśmy, żeby tu trochę pomieszkać nad morzem.
— A trzeba dodać że razem z nami przybyła i miss Campbell — dodał Sam.
— A! miss Campbell — ożywił się uczony. Mnie się zdaje, że ten krzemień pochodzi z epoki iłowej, widoczne na nim ślady jakieś... Będę bardzo rad zobaczyć miss Campbell... Ślady żelaza meteorycznego... Ten łagodny klimat wpłynie na nią korzystnie.
— Ona zupełnie zdrowa, ona żadnej kuracyi nie potrzebuje — rzekł Sam.
— Jaka szkoda! — wykrzyknął na to uczony. Powietrze tutejsze doskonałe, 0,21 kwasorodu i 0,79 azotu; do tego miesza się opar morski w zupełności odpowiadający wymaganiom hygieny. Co się tycze kwasu węglanego, to go wcale niema; ja codzień przeprowadzam rozbiór powietrza.
Bracia Melwill pomyśleli sobie, że on to czyni z wielkiej troskliwości o miss Campbell.
— Ale jeżeli państwo nie przyjechaliście dla leczenia się, to czy mogę się zapytać o przyczynę zamieszkania ich w Obanie?
— Nie mamy powodu taić się z tem — powiedział Seb — my przyjechaliśmy tutaj...
— Czy pobyt panów w tem mieście — przerwał Ursiklos — uważać mam za przygotowanie sposobności