Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Będąc kandydatem prawa uniwersytetów Edynburskiego i Oksfordskiego, należy przyznać, że więcej posiadał wiadomości z gałęzi nauk fizyki, chemii i astronomii, niż z literatury. Główną jego manią było to, że z miną nieznośnego i nudnego pedanta wiecznie udzielał nauk o napotykanych przedmiotach. W oczy nikt mu się nie śmiał, ponieważ zawsze prawił poważnie, lecz każdy przyznawał w duchu że to człowiek dziwaczny i śmieszny Do nikogo tak jak do niego nie stosowała się dewiza frankmasonów angielskich: „słuchaj, patrz i milcz“ (audi, vide, tace) — ale w odwrotnem kierunku.
Oryginalny ten uczony młody człowiek nigdy nikogo nie słuchał, nikogo koło siebie nie widział, a gadał bez ustanku. Żeby go krótko scharakteryzować dosyć powiedzieć że podobnym był do Mikołaja Jarvie, bohatera powieści Walter-Scotta; któraż jednak dziewczyna nie przeniesie nad niego Rob-Roya? Takim to był pan Arystobulus Ursiklos, i dziwić się trzeba braciom Melwilom że go sobie upodobali do tego stopnia, że zamyślali uczynić go swoim siostrzeńcem. Jak mógł się im tak spodobać? Najbardziej prawdopodobnem było, iż dlatego zrobił na nich korzystne wrażenie, przeważnie on był pierwszym, który wynurzył życzenie starania się o ich siostrzenicę. Bracia Sam i Seb w naiwnem swojem wyobrażeniu pewno sobie pomyśleli: „Oto młodzieniec, bogaty, z dobrej rodziny i niezwykle uczony; będzie on doskonałą partyą dla naszej kochanej Helenki. Wszelkie warunki ku skojarzeniu tego małżeństwa są zupełnie stosowne; ślub odbędzie się niedługo.“ Wydobywszy ze swego rozumowania taki wniosek, bracia