Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

promienia rozprasza wszelkie uprzedzenia i wszelkie kłamstwo.
Należy przebaczyć młodej szkotce ten poetyczny zabobon: on pomimo jej woli zmartwychwstał w jej duszy przy czytaniu artykułu „Morning-Post“.
Wysłuchawszy słowa artykułu, bracia Sam i Seb spojrzeli po sobie szeroko otwartemi oczyma. Do tej pory żyli na świecie nie podejrzywając że istnieje jaki „Zielony promień“, a nawet i teraz pomyśleli sobie że możnaby i dalej wygodnie żyć bez zaznajomienia się z tym promieniem. Lecz nie takie było zdanie miss Campbell; jej w tej chwili zdawało się, że jednem z głównych zadań życia było, żeby widzieć to zjawisko.
— Więc to to jest „Zielony promień“! — przemówił od okna Sam, kiwając głową.
— I jego to chcesz zobaczyć? — dodał Seb.
— Tak, jego chcę zobaczyć za wujów pozwoleniem, i to jak najprędzej!
— A potem, gdy go zobaczysz?...
— Jak go już zobaczę, to wtedy wznowimy rozmowę o panu Arystobulusie Ursyklosie.
Bracia Sam i Seb spojrzeli na siebie i widać zrozumieli się wzajemnie.
— Cóż, przyjrzymy się Zielonemu promieniowi — rzekł jeden z braci.
— Bez straty czasu — dołożył drugi.
I obaj bracia podniósłszy się z siedzenia zabierali się do otworzenia okna, gdy miss Campbell zatrzymała ich.
— Poczekajcie, zawołała, — trzeba poczekać do zachodu słońca.