Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bawiali bezustannie. Któż jednak poczytywałby im to za winę, gdy weźmie na uwagę, że zamieszkiwali oni w kraju Fingala i Walter-Scotta? W celu ostatecznego wykończenia szkicu naszych braci Melwilów dodamy ten rys, że obaj namiętnie zażywali tabakę. Ale nie należy zapominać jeszcze o jednej uwagi godnej osobliwości: bracia Melwilowie posiadali razem, wprawdzie wielkich rozmiarów, ale jednę tylko tabakierę. Ten majątek ruchomy przechodził z kieszeni jednego w kieszeń drugiego i służył za nowy łącznik pomiędzy nimi, nie mówiąc już o tem, że bracia zawsze prawie równocześnie odczuwali potrzebę zażycia tabaki, a gdy jeden z nich dobywał z głębi kieszeni tabakiery, drugi już sięgał do niej palcami. Gdy obydwaj po zażyciu tabaki, kichali, to prawie jednocześnie wołali:
— Na zdrowie!
Co się tycze praktycznej mądrości życia, to bracia Melwilowie byli w niej prawdziwemi dziećmi: oni jednako nie znali się na handlowych i pieniężnych interesach, a nawet nie pożądali tej znajomości. W rzeczach dotyczących polityki byli także obojętni, a jeżeli, co być może, w sercu byli Jakobitami, i w miejsce domu Hanowerskiego życzyli sobie powrotu Stuartów, to było to takiem samem marzeniem jak marzą niektórzy francuzi o powrocie ostatniego z Walezyuszów. Na sprawach sercowych jeszcze mniej się znali, gdy tymczasem najgorętszem ich pragnieniem było czytać wyraźnie w sercu miss Campbell; odgadywać najskrytsze jej myśli, kierować niemi podług swego