Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tejże chwili wiatr rozwinął banderę. Ayrton pochwycił opuszczoną przez Penkroffa lunetę i, przyłożywszy do oczu, zawołał przerażony:
— Czarna!
Teraz już można było uważać statek za podejrzany. Czyżby sprawdziły się przeczucia inżyniera? Byłżeby to bryg korsarski? W jakim celu dopływał do wybrzeży wyspy Lincolna? Czy uważał ją za zupełnie nieznaną ziemię, mogącą służyć za skład zrabowanych rzeczy? Może korsarze zamierzają ukrywać się tu przez zimę, a w takim razie uczciwe schronienie kolonistów miałoby się zamienić w przytułek nędzników, stać się niejako stolicą korsarzy oceanu Spokojnego.
Myśli te powstały instynktownie w umysłach kolonistów. Zresztą barwa bandery przekonywała, iż rzeczywiście jest to statek korsarski. Taką to banderę wywieszonoby na Duncanie, gdyby się były powiodły zbrodnicze zamiary przestępców.
— Przyjaciele — rzekł Cyrus — może statek ten chce tylko zbadać wybrzeża wyspy i może osada wcale nie wyląduje? Byłoby to bardzo pożądane. W każdym jednak razie trzeba będzie wszelkiemi sposobami starać się utaić naszą obecność. Wiatrak, stojący na płaszczyźnie, mógłby zwrócić uwagę, niech więc Ayrton i Nab co prędzej odejmą skrzydła. Dalej zasłońmy starannie gałęziami okna Granitowego pałacu i pogaśmy światła, aby nic nie zdradzało obecności ludzi.
— A statek nasz? — zapytał Harbert.
— Oh! — odrzekł Penkroff — jest on tak doskonale ukryty w porcie, iż nie boję się, aby ci łotrzy go znaleźli.
Polecenia inżyniera wykonano niezwłocznie. Nab z Ayrtonem poszli na płaszczyznę, starając się ukryć wszelki ślad obecności ludzi a jednocześnie towarzysze ich udali się na skraj lasu i przynieśli znaczną ilość gałęzi i lian do przysłonięcia okien i ściany ich mieszkania. Nie zapomniano przygotować amunicji i broni, aby się bronić w razie napadu.
Ukończywszy przygotowania, Cyrus rzekł do towarzyszy:
— Przyjaciele, jeżeli nędznicy ci zechcą zająć wyspę Lincolna — gdy to mówił, głos jego drżał ze wzruszenia — wszak będziemy jej bronili?
— O tak, Cyrusie — odrzekł reporter. — Jeżeli trzeba, zginiemy w jej obronie.
Inżynier wyciągnął rękę do towarzyszy, uścisnęli ją serdecznie.
Sam tylko Ayrton pozostał w kącie, nie zbliżając się do kolonistów; może dawny przestępca nie czuł się jeszcze ich godny? Cyrus zrozumiał, co się działo w jego duszy, zbliżył się więc ku niemu, pytając: