Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem, bez wahania wbiegł między piaszczyste wzgórza, ciągnące się wzdłuż morza.
Trzej towarzysze poszli za nim. Zdawało się, że to okolica zupełnie bezludna, żadne żyjące stworzenie jej nie ożywiało. Wzgórza rozrzucone były tak fantastycznie, iż trzeba było nadzwyczajnej baczności, aby nie zbłądzić.
W pięć minut po zejściu z płaszczyzny marynarz i dwaj jego towarzysze stanęli przed otworem, wydrążonym w dość wysokiem wzgórzu; tutaj Top się zatrzymał i zaszczekał głośno, Spilett, Harbert i Penkroff weszli do groty.
Tu Nab klęczał przed martwem ciałem, leżącem na łożu z mchu i trawy...

Był to inżynier Cyrus Smith!...




ROZDZIAŁ VIII.


Cyrus Smith żyje. — Opowiadanie Naba. — Ślady nóg. — Sprawa nierozwiązana. — Pierwsze wyrazy Cyrusa Smitha. — Stwierdzenie śladów. — Powrót do Kominów. — Rozpacz Penkroffa.


Nab ani się poruszył.
— Czy żyje jeszcze? — zapytał go marynarz.
— Nie! nie! — odpowiedział.
Gedeon Spilett i Penkroff zadrżeli z przerażenia, twarze ich pobladły; Harbert załamał ręce i stał nieruchomy. Co do biednego murzyna, ten pogrążony w rozpaczy nie wiedział nic, nie słyszał słów swych towarzyszów.
Reporter ukląkł przy nieruchomem ciele, rozpiął ubranie i przyłożył ucho do serca. Upłynęła minuta, która oczekującym wydawała się wiekiem — a on słuchał, chcąc dobadać się uderzeń serca.
Nab podniósł nieco głowę i patrzył, nie widząc. Rozpacz zmieniła go do niepoznania; serce pękało mu z boleści, gdyż pewny był, że pan jego nie żyje.
Nareszcie po długiem badaniu Gedeon Spilett powstał, mówiąc:
— Żyje!
Teraz zkolei Penkroff ukląkł obok inżyniera; i on także pochwycił słabe uderzenia serca i słaby oddech, wydobywający się z rozwartych ust nieruchomego Cyrusa Smitha.
Harbert pobiegł co prędzej szukać wody. O jakie sto kroków znalazł czysty strumyk, zwiększony widać wczorajszym deszczem, ale nigdzie nie było ani śladu muszli lub skorupy, w którąby jej nabrać można. Widząc, że niema innego środka, poradził sobie w ten sposób, iż zmaczał mocno chustkę w strumieniu i pobiegł z nią co prędzej do groty.