Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do tej chwili wszystko szło dobrze. Dzicy, porozkładani przy ogniskach, zdawali się nie spostrzegać obu zbiegów, posuwających się ostrożnie. Nagle z prawej i lewej strony posypał się podwójny grad kul.
— Wracajmy! — zawołał Glenarvan. — Te łotry mają oczy jak koty, a strzelby jak myśliwi.
Zawrócili więc natychmiast na górę, śpiesząc do przerażonych odgłosem strzałów towarzyszów. Kapelusz Glenarvana, przestrzelony w dwu miejscach, dowodził, że nie można było narażać się na przebycie długiego grzbietu pośród dwu linij strzelców.
— Czekajmy jutra — mówił Paganel — a ponieważ nie można podejść czujności krajowców, to pozwolicie, że ja ich poczęstuje potrawą z mojej kuchni.
Powietrze było bardzo chłodne. Szczęściem Kara-Tete miał przy sobie najlepsze swoje odzienie i ciepłe okrycia z phormium. Owinęli się w to wszystko tułacze bez żadnego skrupułu i wkrótce, pod strażą zabobonu krajowców, zasnęli spokojnie obok palisady na ciepłej ziemi, drżącej od wrzenia wewnętrznego.






LXIII.

WIELKIE ŚRODKI PAGANELA.


Nazajutrz, 17-go lutego, pierwsze promienie wschodzącego słońca zbudziły śpiących mieszkańców Maunganamu. Krajowcy oddawna kręcili się tam i sam u stóp góry, nie oddalając się jednak od linji strzeżonej. Wściekłym okrzykiem powitali wychodzących ze sprofanowanego grobowca Europejczyków, którzy pierwsze swe spojrzenia zwrócili na otaczające góry, doliny zasłonięte jeszcze mgłą gęstą i powierzchnię jeziora Taupo, lekko wiatrem poruszaną. Potem, zdjęci ciekawością, zbiegowie zwrócili się do Paganela; pytając go wzrokiem o wspomniane wieczora poprzedniego środki ocalenia.
Paganel nie nadużył ich cierpliwości.
— Drodzy przyjaciele — mówił — projekt mój z tego względu jest dobry, że jeżeli nie wywoła skutku, jakiego się spodziewam, to gdyby się nawet nie udał, w niczem nie pogorszy naszego położenia. Ale powinien się udać i uda niezawodnie.
— Jakiż to projekt? — zapytał Mac Nabbs.
— Powiem w tej chwili — odpowiedział Paganel. — Zabobon krajowców uczynił z tej góry dla nas miejsce schronienia, trzeba więc, żeby zabobon wyprowadził nas z niego. Jeżeli uda mi się przekonać Kai-Kumua, że padliśmy ofiarą pogwałcenia tabu, że nas do-