Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiem — odpowiedział po chwili milczenia.
— Powiedz — mówił z naciskiem Kai-Kumu — czy twoje życie warte życia naszego Tohonga?
— Niewarte — odpowiedział Glenarvan. — Pomiędzy swymi nie jestem ani naczelnikiem, ani kapłanem.
Paganel osłupiał na taką odpowiedź i patrzył z głębokiem zdziwieniem na Glenarvana.
Kai-Kumu zdawał się również zdziwiony.
— A zatem powątpiewasz? — zapytał go znowu.
— Nie wiem — powtórzył Glenarvan.
— Więc twoi nie przystaną na zmianę naszego Tohonga za ciebie?
— Za mnie jednego nie przystaną — odpowiedział Glenarvan — ale za nas wszystkich, to może.
— U nas — odrzekł Kai-Kumu — idzie głowa za głowę.
— Zaproponuj im te dwie kobiety wzamian za kapłana — mówił Glenarvan, wskazując lady Helenę i Marję Grant.
Lady Helena chciała zbliżyć się do męża, ale major zatrzymał ją.
— Te dwie damy — mówił Glenarvan, pochylając się z uszanowaniem przed lady Heleną i Marją Grant — zajmują w swoim kraju wysokie stanowisko.
Wojownik spojrzał zimno na więźnia. Po jego ustach przebiegł złośliwy uśmiech, ale powstrzymał go i, miarkując głos, mówił:
— Przeklęty Europejczyku! Czy sądzisz, że oszukasz Kai-Kumu kłamstwem? Czy myślisz, że moje oczy nie umieją czytać w sercach?
A wskazując na lady Helenę, zawołał:
— To twoja żona!
— Nie, to moja! — krzyknął Kara-Tere i, rozpychając więźniów, oparł rękę na ramieniu lady Heleny, zbladłej pod tem dotknięciem.
— Edwardzie! — jęknęła nieszczęśliwa kobieta, straciwszy przytomność.
Glenarvan, nie wymówiwszy ani słowa, podniósł rękę; rozległ się wystrzał i Kara-Tere legł nieżywy.
Na huk strzału wybiegł z szałasów tłum krajowców, twierdza napełniła się w jednej chwili. Sto rąk podniosło się na nieszczęśliwych; wyrwano rewolwer z ręki Glenarvana.
Kai-Kumu dziwnym wzrokiem spojrzał na niego i, zasłaniając jedną ręką zabójcę, drugą powstrzymał tłum, rzucający się na Europejczyków.
— Tabu! Tabu! — zawołał głosem potężnym.
Słowa powyższe powstrzymały tłum przed Glenarvanem i jego towarzyszami, osłoniętymi chwilowo jakąś siłą nadmierną. W kilka chwil potem odprowadzono ich do Ware-Atona, mającego służyć im za więzienie. Nie było jednak pomiędzy nimi Roberta i Paganela.